tag:blogger.com,1999:blog-49615643733395410542024-03-09T18:47:15.790-08:00Kulturalnie na tak!"Dobra książka to rodzaj alkoholu - też idzie do głowy" Magdalena SamozwaniecLottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.comBlogger233125tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-73918560266836097312023-04-01T03:42:00.002-07:002023-04-01T03:42:26.250-07:00"Chołod" Szczepan Twardoch <p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"> <br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ze Szczepanem Twardochem nigdy nie było mi po drodze. Do niedawna moja znajomość jego twórczości ograniczała się do "Epifanii Wikarego Trzaski", którą choć wspominam dobrze, nie sprawiła, że zapałam ogromną miłością do tego autora.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Chołod" jest już moim drugim podejściem do Twardocha i tym razem naprawdę udanym. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Historia Konrada Wilgemonowicza jest zarówno niezwykła jak i zwykła. Przybłęda, który nigdzie nie jest u siebie, nie wie, kim tak naprawdę jest, urzeczony rewolucją wyrusza do Rosji bolszewickiej, gdzie walczy za komunizm, w końcu zakłada rodzinę, ustatkowuje się, ażeby na koniec zostać przemielonym przez obozowe tryby. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Historia jak wiele, a jednak Twardochowi ukrywającemu się za konwencją biografii udaje się nas zaskoczyć, a nawet nie tyle zaskoczyć, co poruszyć w nowy sposób i tym samym swoiście uaktualnić tematy, które wydawało się obrosły nimbem czasu. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Twardoch za pomocą kostiumu historycznego na nowo dekonstruuje nam istotę człowieczeństwa. Widuch maniakalnie w swoim pamiętniku zadaje sobie pytanie czy jest "czełowiekiem" czy nie. Poznając jego losy i ludzi, którzy się o niego otarli można dojść do wniosku, że Widuch źle to sformułował. Powinien pytać czy coś takiego jak człowiek w ogóle istnieje. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I zdaje mi się, że sam Twardoch doszedł do podobnych wniosków i stąd powstał Chołod. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I tu autor czerpię z konwencji dobrze znanej literaturze, czyli utopii. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I w pierwszej chwili myślimy, że ta część powieści pójdzie już utartym szlakiem, jednak Twardoch konsekwentnie kreuje swój literacki świat. Chołod nie jest utopią. Nie w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie jest to ani Atlantyda, ani stworzona rodzimą ręką wyspa Nipu. Nie przyświeca mu idea niesienia kaganka oświaty, nie ciąży mu dydaktyzm. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Twardowski Chołod to zimne piekło, które bohaterom jedynie zdaje się rajem. I nietrudno im się dziwić, wszakże porównali go do stalinowskiej Rosji i obozowej rzeczywistości. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jednak i Chołod ku utrapieniu bohaterów zniknie zmiażdżony sierpem i młotem. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Koncepcja świata według Twardocha to coś, co mnie zafascynowało w tej powieści najbardziej. Zdaje się wypływać z niego absolutny pesymizm i poczucie wszechobecnego zła. Nawet nie walki dobra ze złem, a po prostu czystego zła, przed którym nie ma ucieczki. I to powracające pytanie zadawane samemu sobie przez Widucha czy jest czełowiekiem, zdaje się tak naprawdę pytać, czy można mieć w sobie dobro i je czynić. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Na końcu Widuch staje przed ostateczną próbą, którą jednak wygrywa. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Abstrahując od głównej fabuły, zafrapowała mnie w tej książce jedna rzecz. Obraz samego siebie poczynionego przez autora. Otóż Twardoch opisuje się nam jako człowiek zbłąkany (dlaczego już nam nie wyjaśnia), który dla osiągnięcia jakiegoś spokoju ducha opuszcza rodzinę, żeby samemu podróżować po Grenlandii, po to, aby się sprawdzić i uciec. To wraz z paroma szczegółami z pamiętnika Widucha sprawia, że można zadać sobie pytanie, czy Twardoch próbuje na kogoś pozować, czy jednak rzeczywiście pomimo już ładnego wieku dalej tkwi w jakiś kompleksach na temat swojej męskości. </span></p><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ciężko mi to orzec, ale podejrzewam, że za parę dekad powstanie o tym bardzo gruba książka</span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-75681479737326970352022-11-07T11:05:00.000-08:002022-11-07T11:05:24.212-08:00"F_cking Bornholm" <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEicWKuvyhZJg2ifPQt9ussLj_n8Y_EIY7IfOfA_QKBLOQ01871egOijVvh4fxGIfShBXnENzmRHO5v3U6-8DmiCHQjjmJDT_gOmIoQ3bzJNIYmqRNCETKTp8frP-lAyEOyS7EqIVHIjD95jKa4FHZQ_sjTfcZ6IrSbKD-IrbKpLxCESi33IpC-epEcw" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="722" data-original-width="500" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEicWKuvyhZJg2ifPQt9ussLj_n8Y_EIY7IfOfA_QKBLOQ01871egOijVvh4fxGIfShBXnENzmRHO5v3U6-8DmiCHQjjmJDT_gOmIoQ3bzJNIYmqRNCETKTp8frP-lAyEOyS7EqIVHIjD95jKa4FHZQ_sjTfcZ6IrSbKD-IrbKpLxCESi33IpC-epEcw=w443-h640" width="443" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"F_ucking Bornholm" jest chyba jedną z najgłośniejszych premier filmowych tego roku. I na starcie przyznam, że nie będzie to najbardziej udana produkcja polskiego kina. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">O ile na początku, zasiadając do tego filmu obawiałam się, że będzie to taki typowo "lewicowy" film, tak w tym zakresie mile się zaskoczyłam. "F_ucking Bornholm" nie stawia łatwych ocen, jednoznacznie nie wartościuje i daje dość szerokie pole do interpretacji. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Sedno fabuły "F_ucking Bornholm" zostaje nam zarysowane już w pierwszej scenie. Jeden z uczestników na tytułową duńską mówi zwraca uwagę swojej dużo młodszej partnerce, że powinna okazać wyrozumiałość ich towarzyszce, bo (cytuje) " Nie skończyła studiów, nie poszła, nigdy do pracy i dzieci to cały jej świat". W domyśle, co potwierdza zbolała i zmęczona twarz Agnieszki Grochowskiej(Odtwórczyni głównej roli), nasza główna bohaterka jest sfrustrowana i nieszczęśliwa. Bardziej jednak mnie pasuje określenie wypalona. "F_ucking Bornholm" to przede wszystkim film o wypalaniu w roli matki, a także żony. Niby nic nowego, wszakże o syndromie gospodyni domowej rozpisywano się już 60 lat temu przy okazji premiery głośnej książki Betty Friedan. A jednak ten temat dalej jest rzadko poruszany w kulturze. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"F_ucking Bornholm" jak wyżej napisałam nie daje jednoznacznych odpowiedzi. Nie demonizuje macierzyństwa i poświęcaniu się rodzinie, ani też nie oczernia, ani nie upiększenia kobiet "wyzwolonych" poświęcających się karierze. Raczej wydaje mi się przedstawia stanowiska mi osobiście bliskie, że w życiu trzeba umieć znaleźć odpowiedni balans priorytetów. Rodzina jest oczywiście najważniejsza, ale my także i nasz samorozwój, które możemy intepretować różnie też jest ważny i warto dla naszego dobra oraz dobra naszej rodziny znaleźć i na niego czas. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Kwestia małżeńska przedstawia się już ciut inaczej. Relacja państwa Maleckich może posłużyć, jako edukacyjny film pod tytułem "Jak nie zachowywać się w związku i jak nie rozwiązywać problemów małżeństwie". Ostatecznie jednak według mnie pomimo zawirowań ich małżeństwo przetrwa</span><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> </span><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">kryzys. Co ciekawe obok właśnie Maleckich przeżywających kryzys mamy zobrazowanie człowieka po rozwodzie, który próbuje zawiązać relację z młodszą kobietą. I tu już szans na happy end nie ma. Takim związkom nie łatwo jest przetrwać, a rozwód zostawia trudną do zagojenia szramę, która przede wszystkim odbija się na dzieciach. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"F_cking Bornholm" jest dobrze nakręconym filmem, z pięknymi widokami na cudowne zimne, północne morze. Do tego jest w miarę dobrze zagrany i tak Stuhr najlepiej się tu prezentuje. Niestety mimo tego i dość ciekawego przesłania jest to film kulejący fabularnie. Twórcom nie udało się wykreować pożądanej dramaturgii, fabuła jest oszczędna i posiatkowana, a portrety psychologiczne bohaterów nakreślone grubą krechą. Ogółem ten film mniej przypomina godne polskiej kinematografii arcydzieło dramatu, a bardziej jakiś tvn serialik. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Szkoda, bo ten film miał dobre podstawy, a został zwykłym średniakiem.</span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-20289264916804093922022-08-24T07:19:00.000-07:002022-08-24T07:19:10.303-07:00"Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhlejzciRHach2TvArxFBQe6AkBcoYfnpFh5c9kX4Z0aw4oCpB5DuzUbZYrH-wk5N-7BiF2BiQko_QwkxPtNqqe-0XABp_KOOyVx3YENePBo31sQYlkeu0jVN3It7BkdQ0cXLbGoYBoYsJzT2ee5W07O667MF11mqxethH6SfP06eBfiupejiwetD6P" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="429" data-original-width="299" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhlejzciRHach2TvArxFBQe6AkBcoYfnpFh5c9kX4Z0aw4oCpB5DuzUbZYrH-wk5N-7BiF2BiQko_QwkxPtNqqe-0XABp_KOOyVx3YENePBo31sQYlkeu0jVN3It7BkdQ0cXLbGoYBoYsJzT2ee5W07O667MF11mqxethH6SfP06eBfiupejiwetD6P=w445-h640" width="445" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Reżyserem tego filmu jest Robert Eggers, którego możemy kojarzyć z filmem Lighthouse, który był nominowany do Oscarów, aż w jednej kategorii "Najlepsze zdjęcia". I której nie wygrał. Więc, jeżeli komuś po przegranej "Twój Vincent" z typową bajką disneya "Coco" brakuje wciąż dowodów na to, że ta nagroda jest nic niewarta, niech weźmie pod uwagę ten przypadek. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Przechodząc, jednak do samego filmu o jakże interesującym tytule. To "Czarownica" świetnie wpisuje się w tą nową falę horrorów, jaką od paru lat możemy obserwować. Slasherowe momenty odchodzą w niebyt na rzecz psychologizacji, dusznej atmosfery, powoli budowanego napięcia i spełnieniu pewnych wymogów artystycznych. Kino w tym zakresie wraca do starych dobrych czasów. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Czarownica" opowiada historię angielskich kolonialistów, których na dzikie, bezludne pustkowia z cywilizacji wypchnęła chęć głoszenia Ewangelii. Niestety życie rodziny głównych bohaterów traci szanse na prowadzenie trudnego, ale zasadniczo spokojnego życia w angielskiej, zorganizowanej wspólnocie, odgrodzonej od dzikich pustkowi szczelną barykadą. Powód tego jak można się już domyślić jest jeden. Otóż ojciec rodziny, jak to u protestantów jest w zwyczaju musiał dojść do wniosku, że to tylko on z ich wspólnoty prawidłowo interpretuje biblię, a co za tym idzie wiedzie odpowiednio pobożne życie. Wspólnota oczywiście ma te wymysły w głębokim poważaniu, wytacza mu proces, podczas którego chcą go skłonić do przyznania się do winy, zgrzeszenia pychą etc. Oczywiście tatuś nie ulega i z całą rodziną dostaje wilczy bilet i musi opuścić miasto. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Reszta filmu to między innymi pokazanie jak ta rodzina złożona z rodziców i pięciorga dzieci radzi sobie na bezludnym skrawku ziemi obok lasu, dzień drogi od innych siedlisk ludzkich. I radzić sobie jakoś radzi, niestety wszystko zostaje zniszczone przez Czarownicę, która żyje w lesie. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Na tym ten przydługi opis fabuły zakończę, który poza przybliżeniem ogólnego zarysu akcji miał wam też zobrazować, jaka jest problematyka tego filmu. Bo to jak przystało na nową falę horrorów poza wątkami thrillerowymi mamy do czynienia z próbą powiedzenia czegoś więcej. Tak, jak w Midsommarze mieliśmy tę prawdę objawioną, że kultura kolektywna zawsze wygra nad kulturą indywidualistyczną, a w Lighthouse kryzys męskości i zobrazowanie tego gigantycznego ludzkiego pragnienia zyskania bliskości z Bogiem, której nigdy nie uzyska przez swą grzeszną naturę, tak "Czarownica" jest bardziej przyziemna. Mieści w sobie ogólną krytykę religijności(I co warto zauważyć protestancko-purytańskiej), patologii rodzinnych, odziera także z pewnego nimbu tych pierwszych niezłomnych kolonialistów amerykańskiej ziemi(Jakże ważny mit dla Amerykanów). </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">W porównaniu do późniejszego Lighthouse czy też nawet Midsommaru "Czarownica" jest z nich najmniej artystyczna, a przy tym najbardziej realistyczna, a nawet w pewnym sensie naturalistyczna. O ile dwa pierwsze wymienione filmy ogromną uwagę przykładały do zdjęć i pracy kamery, tak "Czarownica" jest minimalistyczna. Kadry nie są specjalne wydumane, kolory w żaden sposób nie podrasowane, wszystko jest szaro-bure i jesienne. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Z tego filmu na długo zapamiętam dwie sceny: "Opętania" i "przepysznego życia". Eggersowi udało się w nich osiągnąć rzadki poziom kunsztu filmowego. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ostatecznie mam do tego filmu jeden zarzut i jest nim zakończenie. Otóż zakończenie, względem reszty filmu nie ma sensu. Jest dowodem braku pewnej konsekwencji w kreacji psychologicznej postaci. I bardzo dziękuje z tego miejsca Skazanemu na film, który w swojej interpretacji tego filmu umieścił fragment wywiadu reżysera na temat "Czarownicy", gdzie padło pytanie skąd takie zakończenie. Eggersen chciał mieć po prostu "szczęśliwe zakończenie". </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Cóż mogę tu dodać, dla wszystkich, którzy podzielają pogląd reżysera, że wybór głównej bohaterki jest pozytywny mam radę, leczcie się! Bo zdecydowanie jest z wami coś nie tak. </span></div><br /><p></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-19170812621209860082022-08-09T13:08:00.000-07:002022-08-09T13:08:32.790-07:00"Śmierć Ludwika XIV" <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEi8fVYUz3TIqYkUSEytGVkhjvSd7ALfPRgXIqPgaNawxRThs7MJ3e7XBROPIejDisP3BfJ21pzZjt4q4X6yHU3RIZ1bSmDBynYxante2VL6d6kMM3eJ3sKIPQ2PnOvP3CA32wb2E_D5aXipVrUDqyuJ66f2yw92a9p8FdNFm5EDnP80B4a4lrd0G2EX" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="285" data-original-width="200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEi8fVYUz3TIqYkUSEytGVkhjvSd7ALfPRgXIqPgaNawxRThs7MJ3e7XBROPIejDisP3BfJ21pzZjt4q4X6yHU3RIZ1bSmDBynYxante2VL6d6kMM3eJ3sKIPQ2PnOvP3CA32wb2E_D5aXipVrUDqyuJ66f2yw92a9p8FdNFm5EDnP80B4a4lrd0G2EX=w448-h640" width="448" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Śmierć Ludwika XIV" to drugi film Alberta Sierry, jaki miałam przyjemność oglądać. Pierwszym było doprawdy męczące, obrzydliwe, a przy tym genialne "Liberte". </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Śmierć Ludwika XIV" była jego wcześniejszym filmem, który również mieści się w jakże znanej cześci francuskiej historii. I o ile w "Liberte" Sierra zajął się przedstawieniem karykatury francuskich libertynów u progu rewolucji, tak w tym filmie, jak można wnioskować po tytule skupił się na dużo donioślejszym temacie. Wielkim, tak samo jak wielka była postać Ludwika XIV. Sierra jednak, jak to u niego ucieka od pompatyczności czy też jakiegokolwiek patosu. "Śmierć Ludwika XIV" jest bardzo monotonnym i bardzo smutnym filmem o mierzeniu się człowieka ze śmiercią. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Król Słońce, władca ówcześnie najważniejszego państwa na świecie, którym rządzi absolutystycznie od kilku dekad przegrywa. Przegrywa z powolnie rozwijającą się gangreną, która coraz bardziej wyniszcza jego stare ciało. Alberto Sierra reaktywował w tym filmie średniowieczne motywy dotyczące śmierci. Wobec śmierci każdy nawet Król Słońce staje się bezsilny, tyczy się ona jego tak samo, jak jego poddanych. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak, więc przez te prawie dwie godziny obserwujemy powolną agonię króla wraz z nieudolnymi przepychankami najbliższych służących i lekarzy nad jego łożem, którzy z jednej strony głowią się jak mu pomóc, a z drugiej bardziej frapują ich zawodowe potyczki, dworskie przepychanki czy też Molier. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ludwik XIV wobec nadchodzącej śmierci jest także przeraźliwie samotny. Nie czuje jej chyba jedynie przy swoich ulubionych psach myśliwskich, które zresztą nie są do niego dopuszczane w obawie przed przenoszeniem choroby. Tak, więc stary król leży samotnie na wielkim łożu przykrytym szkarłatem, w przyciemnionej komnacie, blady, pomarszczony, nie mogący chodzić, ani jeść a na głowie wciąż ma jednak wielką, karykaturalną perukę, pod którą jeszcze bardziej niknie. Czyżby miała ona symbolizować w pewien sposób koronę? Być może, ciężar mógł być podobny. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Przez długi czas jednak nikt, ani otoczenie, ani król nie dopuszczają myśli o jego śmierci. Mimo utraty sił i bólu Ludwik XIV wciąż rwie się do rządzenia, jednak i to mija. Symbolicznie żegna się wnukiem, który jest jego dziedzicem, udziela mu porad i wierzy, że to coś da. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Niebywale uwiodły mnie zdjęcia w tym filmie. Na myśl nasuwa mi się ich barokowość. W sposobie gry światłem i kontrastem. Niektóre sceny, jak posągowa pozycja Ludwika na szkarłatnym łożu, na czarnym tle, oświetlona jedynie świecami, czy też zbliżenie na twarz służącego, która mlecznobiała w kontraście do ciemnego tła, włosów i oczu mogłyby uchodzić za dzieła z epoki, gdyby przenieść je na płótno. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Te zdjęcia dodają temu filmowi jeszcze bardziej kameralnej atmosfery. Sierra ma talent do robienia takich filmów, przy czym w nich nie ma nic wymuszonego. Są jakie są, bo takie mają być, bo taka jest jego wizja artystyczna. I pragnienie jej spełnienia jest najważniejsze. I zapewne dzięki tej naturalności tak bardzo te filmy mi się spodobały.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jako smaczek dodam, że Sierra czy to w ramach żartu czy też dla poprawienia wiarygodności historycznej swojego filmu( A zapewne z jednego i drugiego) nawiązał do wspomnianego wcześniej Moliera. Molier napisał, jak mi się wydaje kilka komedii wyśmiewających współczesną sobie medycynę i lekarzy, którzy jawili mu się wyłącznie jako szarlatani. Jest to na tyle ważny wątek w jego twórczości, że znalazł on sporo miejsca we wstępie do dzieł zebranych Moliera, które przetłumaczył Boy, i które tym wstępem sam Boy opatrzył. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak, więc Sierra korzysta z kpin mistrza komedii na temat lekarzy i mizernego stanu medycyny, która długo jeszcze miała być błądzeniem po omacku. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ostatnia scena "Śmierci Ludwika XIV" może ujść za iście molierowską, choć dużo bardziej gorzką. Szczęśliwego zakończenia, jako tako nie mamy, bowiem po biblijnemu wszystko okazało się marnością. </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-82826369016435712532022-08-01T12:24:00.000-07:002022-08-01T12:24:47.039-07:00"Pan T" <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg7XIGnvR0cyo-K1tcyycvhfDGn33SOtvuEF0dHo4jgdczczMEskBtIqrq_ifKtbWV-kMz5gPgeM5eAi9gTkK3BED-DjqsbcviMMLfzdBt_hNUrqnS0tt710nj96uxA6yQmyMbDOZuf2vDjJpTwmeMy6-Mr6Qw0iqB6mSO9u1ZMr9MCaLUoIE2yLaNe" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="285" data-original-width="200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg7XIGnvR0cyo-K1tcyycvhfDGn33SOtvuEF0dHo4jgdczczMEskBtIqrq_ifKtbWV-kMz5gPgeM5eAi9gTkK3BED-DjqsbcviMMLfzdBt_hNUrqnS0tt710nj96uxA6yQmyMbDOZuf2vDjJpTwmeMy6-Mr6Qw0iqB6mSO9u1ZMr9MCaLUoIE2yLaNe=w448-h640" width="448" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">3 lata zajęło mi się zebranie, żeby obejrzeć "Pana T" w reżyserii Marcina Kryształowicza. Tak długi okres zwlekania zawdzięczam głównie recenzji Drugiego Seansu, która była umiarkowanie negatywna czy też po prostu bardzo krytyczna. A jako, że mam do ich recenzji zaufanie mój pierwszy zapał do tej produkcji szybko przeminął. W końcu jednak po długim czasie od premiery zebrałam się w sobie i na netfliksie obejrzałam ten film . Moja opinia będzie zupełnie odwrotna od wspomnianych tu youtuberów. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">O ile pierwsza scena "Pana T" wzmogła we mnie negatywne przeświadczenia(Wydała mi się zbyt sztuczna), tak już kolejna zupełnie zmieniła moje odczucia. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Wynikło to z tego, że jestem osobą, która bardzo lubi wyszukiwać nawiązań do innych dzieł kultury, a "Pan T" w takowe obfituje. Między innymi wyłapałam nawiązania do Myśliwskiego i Predatora. Oczywiście zapewne część z nich to moja nadinterpretacja, ale oglądając bawiłam się dzięki temu przednie. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Pan T" swoją formą, ale także estetyką bardzo mocno przypomina dzieła polskiej szkoły filmowej, ale także współczesne filmy Pawlikowskiego, który zresztą czerpał z tych samych źródeł. Film Kryształowicza uznaje za pewnego rodzaju reaktywację PSF z tą różnicą, że ten jest znacznie bardziej przyziemny w sposobie filmowania, kreowania postaci, konstrukcji dialogu czy dobieraniu wątku przewodniego każdej sceny. Nie jest to jednak arcydzieło na tą samą miarę. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Obok relacji z życia niepokornego literata w początkowych latach PRL mamy wątek spiskowy, związany z lalkami dla dorosłych i planami wysadzenia Pałacu Kultury. Ten wątek zostaje rozwinięty w ten sposób, że trudno mi stwierdzić, którego z jego elementów są w pełni wytworem wyobraźni głównego bohatera, a na ile realną sytuacją. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Będąc już przy tytułowym Panu T granym przez Pawła Wilczka, będącym filmową wersją Leopolda Tyrmanda(Ale o tym nie mówimy głośno), przejdę już do samej fabuły. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Historia opowiedziana przez Kryształowicza jest oczywista i nie jest. Opowiada bowiem ona o niepokornym literacie, który postanawia się nie zhańbić współpracą z władzą komunistyczną, co kończy się dla niego popadnięciem w ogromną biedę materialną, jak i duchową. Nasz główny bohater przestaje być wydawany, przestaje być sławnym, co bardzo go boli i uniemożliwia mu pisanie czegoś więcej, poza dziennikiem. Do tego ma problemy osobiste ze swoją uczennicą. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Cały ten film skupia się na opowiedzeniu historii walki jednostki z złym systemem, a jego przesłanie jest jednoznaczne, tożsame z tym co w "Innym świecie" zawarł Herling-Grudziński: Niemoralne postępowanie zawsze będzie niemoralne i złe okoliczności nigdy nie są usprawiedliwieniem dla złych wyborów. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Na końcu chciałabym się jeszcze odnieść do jednego zarzutu wobec tego filmu, jaki padł w recenzji Drugiego Seansu. Otóż stwierdzono tam, że postać grana przez Wilczka jest bezbarwna. I w pewnym stopniu się z tym zgadzam. Jest ona mimo pewnych bardzo emocjonalnych scen przezroczysta, ale to jest akurat zaleta, a nie wada. Taki zabieg pozwolił na wykreowanie postaci everymana, z którą każdy z nas może się utożsamić. Według mnie twórcom z powodzeniem się ten plan udał. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podsumowując "Pan T" to film dobry pod wieloma względami, który na filmwebie oceniłam wysoko i uważam, że jego twórcom można powierzyć ekranizację "Złego", jednak nie jest to filmem mogący liczyć na miano arcydzieła. </span></div><br /><p></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-43489435048365388362022-07-12T13:06:00.000-07:002022-07-12T13:06:24.362-07:00"Barbara Radziwiłłówna" Alojzy Feliński <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg41lPGKg4ifBLSZ8Nnp-xinWl5PKwj7OpZpbnNixccWDPEeKsYVJ1tELxFq0l_Jrw1jg1N9y7Q1Za80BQ62Zv50LHbRMOd4kzEwy8fhlzqHIU6hIFZCPlrVeuqw6YE4kmN8NeynEALi4P0QkF1cR850UZKyyKL66QEAEltVTI_b_BWFx1wK95HH6FG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="2048" data-original-width="1532" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg41lPGKg4ifBLSZ8Nnp-xinWl5PKwj7OpZpbnNixccWDPEeKsYVJ1tELxFq0l_Jrw1jg1N9y7Q1Za80BQ62Zv50LHbRMOd4kzEwy8fhlzqHIU6hIFZCPlrVeuqw6YE4kmN8NeynEALi4P0QkF1cR850UZKyyKL66QEAEltVTI_b_BWFx1wK95HH6FG=w480-h640" width="480" /></a></div><br /><br /><div style="text-align: justify;"><br /></div></div><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><div style="text-align: justify;">"Barbara Radziwiłłówna" Felińskiego jest uznawana za pierwszą polską tragedię. Co więcej tragedię narodową. Powstałą w atmosferze politycznej i patriotycznej gorączki. Na gwałt poszukiwano czegoś, co będzie w stanie spełnić oczekiwania artystyczne, a przede wszystkim poruszającego tematy historyczne i wpisujące je w bieżące potrzeby polskiego społeczeństwa. W końcu znalazł się Alojzy Feliński z dziełem osnutym na kanwie wydarzeń ze złotego wieku Rzeczypospolitej. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">O nieszczęśliwej miłości Zygmunta Augusta i Barbary Radziwiłłówny słyszał, chyba każdy z nas. Sporo z nas być może zna znakomity obraz Józefa Simmlera. <span> Z tej historii skorzystał w swojej tragedii Alojzy Feliński. </span></div><div style="text-align: justify;"><span><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span>Jak można się domyślać z prawdą historyczną dzieło Felińskiego nie ma wiele wspólnego. Wszystkie nieścisłości, umyślne przeinaczenia, ładnie prostują przypisy w powyższym wydaniu. Największą jest chyba zupełne wyidealizowanie postaci Barbary, postawionej tu za wzór cnót chrześcijańskich i polskich. Tymczasem w rzeczywistości można o niej dużo powiedzieć i też dużo mówiono przez jej współczesnych. </span></div><div style="text-align: justify;"><span><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span>Ale już pomijając całą tę otoczkę to "Barbara Radziwiłłówna" Felińskiego źle się zestarzała. O ile, kiedykolwiek była niezła. </span></div><div style="text-align: justify;"><span><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span>Od pierwszych stron mocno w oczy wrzuca się bardzo przesadzony język, który zwłaszcza w dialogach wypada beznadziejnie. Nawet biorąc pod uwagę realia epoki, gatunku słownictwo Alojzego Felińskiego nie jest w stanie się obronić. </span></div><div style="text-align: justify;"><span><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span>Sama nieszczęśliwa miłość, która kończy się śmiercią jednego z kochanków jest rzeczą wprost idealną dla tragedii. Tak w tym przypadku autorowi kompletnie nie udało się wykorzystać potencjału tej historii. Skupianie się na swoistej dydaktyce patriotyczno-moralnej zabiło ducha, który każdą dobrą tragedię powinien napełnić. </span></div><div style="text-align: justify;"><span><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span>Swoją rolę dla polskiej literatury Feliński odegrał bez dwóch zdań, stąd warto się z nim zapoznać. Do mnie jednak nie przemawia.</span></div></span><p></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-4489410166827432732022-03-30T13:51:00.006-07:002022-03-30T13:53:49.996-07:00"Malarstwo białego człowieka" tom 9 Waldemar Łysiak <p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjPf0EflPSPsA_DtDkAeso_Xjv6fKSRJRLtMDrO_kgFf8ZnR-8667FzNlCp-paV3dzgKCWx1qUqmNedPlbjW8tV_rxuF0oBkx3EJXqTE52rG3AVvN8-D-6v15Yu3zONCQ0yx-7a4hniCmq3OUDboDSPVzADTaUpOijh5Y0kp9sYncL82TyLBWZ3F0Gr" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="4000" data-original-width="2992" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjPf0EflPSPsA_DtDkAeso_Xjv6fKSRJRLtMDrO_kgFf8ZnR-8667FzNlCp-paV3dzgKCWx1qUqmNedPlbjW8tV_rxuF0oBkx3EJXqTE52rG3AVvN8-D-6v15Yu3zONCQ0yx-7a4hniCmq3OUDboDSPVzADTaUpOijh5Y0kp9sYncL82TyLBWZ3F0Gr" width="224" /></a></span></div><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Czytanie "Malarstwo białego człowieka" zaczęłam dość z czapy, bo z tomu 9 rozpoczynjącego w praktyce nową serię, tym razem poświęconą wyłącznie malarstwu polskiemu, ale jednak muszę uznać to za udany początek przygody z Łysiakiem i malarstwem. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Łysiak już we wstępie nie ukrywa, że o tej części naszego narodowego, artystycznego dziedzictwa nie ma najlepszej opinii. Czy też po prostu świadomie stwierdza w komitywie zresztą ze znawcami tematu, że niestety malarstwo polskie nie przedstawia zbyt dużej wartości, zwłaszcza w kontekście światowym. Kilkukrotnie pada tu stwierdzenie, że polscy malarze są częstokroć dobrzy, rzadko świetni, prawie nigdy genialni. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak, więc w znanej z innych tomów metodzie Łysiak zapoznaje nas czytelników z poszczególnymi twórcami i malarzami. Wprowadza nas w historię polskiej sztuki, przede wszystkim utyskując w praktyce na wszystko. Zarzuca naszym malarzom(W tym renomowanym) od niedostatków warsztatowych, amatorszczyzny przez wstecznictwo, uleganie modzie i popularności po brak smaku, umiaru, jak i odwagi. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Głównymi przyczynami tego stanu rzeczy autor upatruje przede wszystkim w braku odpowiedniego szkolnictwa, słabego gustu kupujących, w egzotyzowaniu, jak i w Monachium(O co chodzi z tym niemieckim miastem wam nie zdradzę, musicie sami przeczytać). </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I tak o to na ok. 300 stronach poza dokładnym zapoznaniu nas z wadami polskiego malarstwa, poznajemy najważniejsze tendencję, nazwiska, jak i dzieła przedstawiające najważniejsze dla niego motywy. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podsumowując dla osoby, takiej jak ja, czyli zaczynającej swoją przygodę z malarstwem(Zwłaszcza od strony historycznej i teoretycznej) jest to świetne kompendium, prezentujące w pigułce najważniejszą dla tej dziedziny wiedzę. </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-52824760937941290232022-03-14T14:26:00.000-07:002022-03-14T14:26:06.817-07:00"Zazdrość Kocmołucha" Molier <p style="text-align: justify;"> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEj0VUQ2XVoyH9wx58mjWMxcV_sqlT7STIXEw8Z8cqptLJbvBtV9ja1B-Ysr_PeE8Ra0dABLyoAa-MkbOBZd7xz4Cl0Hh6t6HbRiSzdWCd_G22hMOpnWWPlaGdNpmvN3wrjBqFWdLpHt6pvLhEHQ7_iQzUwI7_MhJ4WroPENgcJbSDOBnFUGh8ke9cNE" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="1532" data-original-width="2048" height="478" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEj0VUQ2XVoyH9wx58mjWMxcV_sqlT7STIXEw8Z8cqptLJbvBtV9ja1B-Ysr_PeE8Ra0dABLyoAa-MkbOBZd7xz4Cl0Hh6t6HbRiSzdWCd_G22hMOpnWWPlaGdNpmvN3wrjBqFWdLpHt6pvLhEHQ7_iQzUwI7_MhJ4WroPENgcJbSDOBnFUGh8ke9cNE=w640-h478" width="640" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Zazdrość Kocmołucha" to krótka, jednoaktowa komedia Moliera. W sposób jawnie groteskowy przybliża nam perypetie tytułowego Kocmołucha, który popadł w konflikt ze swoją małżonką natury towarzysko-domowej. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Skąpiec" ani tym bardziej "Świętoszek" to, to nie jest. Wszakże zupełnie inna skala i zamiar twórcy, jednak w tym krótkim utworze znać przebłyski molierowskiego geniusza. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Przedstawione scenki z życia rodzinnego są jednocześnie dalekie, jak i bliskie współczesnemu czytelnikowi, jednak w tym samym zakresie pozostają komiczne. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Także dla fanów Moliera zdecydowanie godna uwagi pozycja. </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-87809534028197810452022-02-21T12:36:00.000-08:002022-02-21T12:36:03.071-08:00"Kelner, płacić!" <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_-qBtisDoyZ17Kg9a4xN-MIyQJp7lVQCYEqWEFIvsp4XMbB-_6o-vNbHluWZJLVW7AamcN-WIB4b5HQyQMyqyWvXELPLQyyuN1KxvNMmEz7iT0K4lVa-D8nHTk9_fgpCtVBbcfhYlZCs/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="418" data-original-width="299" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_-qBtisDoyZ17Kg9a4xN-MIyQJp7lVQCYEqWEFIvsp4XMbB-_6o-vNbHluWZJLVW7AamcN-WIB4b5HQyQMyqyWvXELPLQyyuN1KxvNMmEz7iT0K4lVa-D8nHTk9_fgpCtVBbcfhYlZCs/w459-h640/image.png" width="459" /></a></div><br /><p></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Czeskiego kina nie da się nie lubić, a gdyby ktoś stwierdził inaczej miałabym do tej osoby podejrzliwy stosunek. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Kelner, płacić!" w reżyserii Ladislava Smoljiaka w pewnym sensie oddaje stwierdzenie "Czeski film". Co prawda motywacje i poczynania głównego bohatera są dla nas jasne. Tak, gdy przychodzi mi do określenia gatunku tego filmu mam zagwozdkę, bo nie jest to ani dramat(Na pewno nie w tradycyjnym jego rozumieniu), ani komedia. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Kelner, płacić!" pozostaje swobodnym miszmaszem sięgającym akurat po to co uzna dla siebie za użyteczne. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Zresztą i sama opowiadana przez niego historia nie pozostawia innego wyboru. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Głównym bohaterem jest 40 letni Dalibor, będący po dwóch rozwodach, żyjący w trzecim małżeństwie i mający w życiu niezliczoną liczbę kochanek. Wesoło mu jednak nie jest, bo jak to sam określił z każdego małżeństwa, wychodził spłukany, a na dodatek nad głową zawsze wisiało mu widmo alimentów. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak, więc pomimo młodzieńczych ambicji, i jakby się zdawało predyspozycji Dalibor nie ma nic i na nic nie może odłożyć, bo ciągle brakuje mu pieniędzy. Zmęczony tym stanem rzeczy postanawia zacząć chodzić po praskich restauracjach, udawać kelnera i odbierać należności za rachunki klientów, po czym wraz z gotówką znikać. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Plan całkowicie absurdalny, ale w końcu to czeski film. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jak się możecie już domyśleć film Smoljiaka to opowieść kryzysie wieku średniego, niespełnionych ambicjach, niezadowoleniu z życia, choć posiada się to co najważniejsze. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Przy czym ostatecznie reżyser zarówno nas poucza, jak i pociesza, że niezależnie od wszystkiego lepiej wieść biedne, ale uczciwe życie, bo prowadzenie kombinacji na wzór Dalibora prowadzi nas w jedno miejsce wraz z bogaczami, którym do niedawna zazdrościliśmy. </span></div>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-37122207922463874602022-01-15T04:08:00.000-08:002022-01-15T04:08:01.091-08:00"Dracula" (1992)<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT7a0L3qDV9grOJ6TMQ27HpsnCdAa-v2l-yK6kejpPLqtvYNTsIM59JioR0Lr53Ym1TpOiWqzli1ef_ZTqajsaSg4_RWoCevm10y1f2nQW70ESk4P6RZWHy1kIzvNwd1Ybc3l-N1Wc5gE/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="732" data-original-width="500" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT7a0L3qDV9grOJ6TMQ27HpsnCdAa-v2l-yK6kejpPLqtvYNTsIM59JioR0Lr53Ym1TpOiWqzli1ef_ZTqajsaSg4_RWoCevm10y1f2nQW70ESk4P6RZWHy1kIzvNwd1Ybc3l-N1Wc5gE/w437-h640/image.png" width="437" /></a></div><br /><p></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Miałam wobec tego filmu pewne, niezbyt wygórowane oczekiwania, z powodowane głównie tym, że twórcą soundtracku do Draculi był nie kto inny, jak Wojciech Kilar. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I o ile nad samą muzyką w żadnym wypadku się nie zawiodłam, tak reszta filmu wprawiła mnie w niemałą konsternację. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Konsternacja ta wynika przede wszystkim z tego, że mam problem z określeniem tego czy, nie potrafię dostrzec gdzieś artystycznego geniuszu tego filmu, czy też co jest znacznie bardziej prawdopodobne ten film jest arcykiczem. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Poczynając od beznadziejnej scenografii i kostiumów. Zwłaszcza wiejącym na kilometr sztucznością rumuńskich krajobrazów, kostiumów angielskich pań czy też strojów rumuńskich Cyganów i miejscowej ludności. Żywcem wyjętej z bardzo durnowatych wyobrażeń Amerykanów. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Byłabym jeszcze w stanie przymknąć na to oko, gdyby fabuła, jakkolwiek rekompensowała by mi niedostatki strony wizualnej. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Niestety o ile powieść Stokera bardzo lubię, tak ta ekranizacja czy też adaptacja to kolejny fantazyjny gwałt na oryginale, którego ostateczny rezultat jest taki, że film wypada znacznie gorzej przy książce. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Z powieści grozy, która i dziś potrafi zachwycić klimatem dostaliśmy banalny romans odarty z jakiekolwiek wyjątkowości, i niesamowitości. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak, więc dalej muszę szukać dobrej ekranizacji "Draculi".</span></div>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-1805761859228843682021-12-12T15:08:00.000-08:002021-12-12T15:08:30.383-08:00"Poetyka" Arystoteles <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCXC28IURulXYhrPIuGGlroY_s0hYUN-DwI9y65IbIF7XMcjaMeQlZrsr1Uxl17A-YFrutzPspmbwn6b5yo50kVlTjaj_4SXKp89YexMymW7JdKkTsW_MqxH3jZwhZPi2SAaDZOW7IWiE/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="477" data-original-width="352" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCXC28IURulXYhrPIuGGlroY_s0hYUN-DwI9y65IbIF7XMcjaMeQlZrsr1Uxl17A-YFrutzPspmbwn6b5yo50kVlTjaj_4SXKp89YexMymW7JdKkTsW_MqxH3jZwhZPi2SAaDZOW7IWiE/w472-h640/image.png" width="472" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Z tym, jakże epokowym dziełem antyku, będącego fundamentem współczesnej teorii i nauki o literaturze miałam przyjemność zapoznać się za sprawą studiów. Otóż na jedne zajęcia musiałam ten utwór przeczytać. I jak to bywa ze studenckimi lekturami, w zachwyt nad tym dziełem nie wpadłam. Zresztą przez samą jego naturę trudno w niego popaść. Jednakże muszę przyznać, że w znanych nam fragmentach Arystoteles rzeczywiście wykłada najbardziej podstawową wiedzę na temat tego, z czego składa się dobry utwór literacki i czym go od różnić od złej literatury. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Choć z dzisiejszej perspektywy trudno ze wszystkimi tezami, jakie Arystoteles stawia się zgodzić, tak co do samego meritum nic się nie zmieniło. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Dla osób pragnących zrozumieć z tej dziedziny coś więcej jest to dzieło po prostu obowiązkowe.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Pomijając, jednak te względy to osobiście muszę zaznaczyć, że mało kto, jak Arystoteles potrafił, choćby najprostsze zagadnienie tak zawile objaśnić, że do pełnego zrozumienia potrzebna jest druga czy też trzecia lektura </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><br /><p></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-26323439996609344622021-12-09T09:09:00.003-08:002021-12-09T09:09:14.413-08:00"Cham niezbuntowany" Rafał Ziemkiewicz <p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8-8CF5ozOFouMeWqcDGy8cnkldxH8SrMJT1h-ftIgxXy007ACbcxFd5YEDG_KFLpL8IxAdjAVpJbxKhufh1iSEeGI2gSdo74klJJGFL9pWgyQhWKVpSbOYCfHksx_5PD1-G0IDxPz9_E/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="960" data-original-width="704" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8-8CF5ozOFouMeWqcDGy8cnkldxH8SrMJT1h-ftIgxXy007ACbcxFd5YEDG_KFLpL8IxAdjAVpJbxKhufh1iSEeGI2gSdo74klJJGFL9pWgyQhWKVpSbOYCfHksx_5PD1-G0IDxPz9_E/w469-h640/image.png" width="469" /></a></div><br /><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"> <span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Cham niezbuntowany" jest moim pierwszym zetknięciem z twórczością pana Ziemkiewicza i na starcie muszę zaznaczyć, że trudno mi się jednoznacznie wobec niej ustosunkować. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Otóż z jednej strony jest to książka napisana bardzo sprawnie, którą się naprawdę szybko i przyjemnie czyta, mimo że to publicystyka, a nie powieść. Przy czym zawiera wiele ciekawych spostrzeżeń i słusznych diagnoz względem obecnej Polski i jej tzw. elit. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Z drugiej strony, jeśli ktoś w miarę na bieżąco śledzi publicystykę Ziemkiewicza, obserwuje go w mediach społecznościowych, to z tej książki niczego nowego się nie dowie. Stąd też moje pytanie, po co ona w ogóle powstała?</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Do tego, co mnie jednak bardziej razi, jest częste odwoływanie się do historii przez Ziemkiewicza. Historykiem z wykształcenia nie jestem. Ale jestem po rozszerzonej maturze z historii, do której przygotowywała mnie wybitna nauczycielka z pasją, która poza suchą wiedzą zawsze starała się nauczyć uczniów wyciągania wniosków i dostrzegania ciągu przyczynowo-skutkowego oraz zrozumieniu, jak do historii, jako do nauki trzeba podchodzić. Trochę prac naukowych na różne tematy z historią związanych przeczytałam. Przez co, jakieś "wyobrażenie" i pojęcie w tej tematyce, wydaje mi się, że posiadam. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Co za tym idzie ten strasznej długi segment historyczny w "Chamie niezbuntowanym", z którego zresztą wzięła się nazwa tej książki. Poczynając od takiej banalnej głupotki, jak Włochów na zamku w Malborku, przez te wszystkie tezy o chłopach niewolnikach, złej szlachcie, złej demokracji szlacheckiej, że 1RP upadła przez swoją wielokulturowość(Kiedy to elity tego kraju były od dwóch stuleci w pełni spolonizowane), przez nazywanie obecnej polityki znacznie silniejszych od nas krajów zachodu kolonizowaniem nas, po wyciąganie bardzo daleko idących wniosków na temat relacji chłopsko-szlacheckich i ich wpływów na naszą współczesną mentalność z jednego chłopskiego pamiętnika.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Obawiam się, że z punktu widzenia współczesnej histografii, żadna z tych tez jest nie do obrony. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak, więc mam do tej pozycji dość mieszany stosunek. Nie wydaje mi się ona w żaden szczególny sposób wartościowa, zwłaszcza że Ziemkiewicz wszystko to, co tu napisał i tak już wielokrotnie wcześniej tłumaczył w różnych artykułach, tweetach czy filmikach na youtubie. </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-11687320243228143922021-12-05T09:12:00.002-08:002021-12-05T09:12:15.459-08:00"Północ i południe" Elisabeth Gaskell <p style="text-align: justify;"> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhV6SrcyUorRih44hPuTHucWT4dGBLL3wKcYKpzdJc9AeRwOWZc5Pz_bdBS8LSDX0T13Vpw65yPBK6-08JJAAAHPQJ656hWEI8n0J0GSGg9cxlOzmTZU8tG2DdxesVcgUxrzCaUpYdWefA/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="960" data-original-width="704" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhV6SrcyUorRih44hPuTHucWT4dGBLL3wKcYKpzdJc9AeRwOWZc5Pz_bdBS8LSDX0T13Vpw65yPBK6-08JJAAAHPQJ656hWEI8n0J0GSGg9cxlOzmTZU8tG2DdxesVcgUxrzCaUpYdWefA/w469-h640/image.png" width="469" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Północ i Południe" Elizabeth Gaskell zalicza się do pocztu angielskiej, XIX-wiecznej klasyki. I każda osoba, choć lekko obeznana z tego rodzaju literaturą nie będzie miała problemu z odgadnięciem finału, ani ogólnego wydźwięku całej książki. Jest to dzieło dla Anglików na wskroś swojskie, choć jakby się zdawało poruszające tematykę tak ważną dla swojej epoki, że powinna być dziełem bezprecedensowym i uniwersalnym. Jednak nim nie jestem. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Porównajmy "Północ i Południe", chociażby z naszą rodzimą "Ziemią obiecaną". Tak, wiem, że oba utwory dzieli kilkadziesiąt lat, jednak orbitują na podobnej tematyce. To znaczy kontrastu między wymierającym światem rolniczo-wiejsko-szlacheckim, a coraz bardziej dominującym miejskim-przemysłowo-kapitalistycznym. Praktycznie to niebo i ziemia, w którym lepiej broni się Reymont. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">To porównanie dobrze także obrazuje, jak bardzo wyspiarska literatura była zachowawcza względem kontynentalnej. Co poskutkowało, z tym że choć politycznie Anglia była imperium, kulturowo pozostawała w tyle względem reszty Europy. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Pomijając już te moje zupełnie nieprofesjonalne literaturoznawcze wynurzenia, przejdę do samej powieści. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jakbyście się zastanawiali, na czym polega zachowawczość tej akurat powieści to przede wszystkim w braku twardych osądzeń, opinii i postaw. Z początku wydawało mi się, że główna bohaterka będzie taką Łęcką jawnie brzydzącą się i okazującą niechęć względem tego niearystokratycznego świata, z którym przyszło się je zetknąć. I z początku autorka, jakby taki jej obraz kreowało. Co oczywiście w dalszej części "Północy i Południa" musiałoby poskutkować albo jej nagłą i trudną przemianą, albo brutalnym światopoglądowym starciem ze swoim przeciwieństwem panem Thorntonem. Mały spoiler: Nic z tych rzeczy, Margaret ot, tak, łagodzi swoją pierwotną postawę i przechodzi do krytykowania swojego ukochanego Południa, jak i dostrzeganiu zalet przemysłowego miasta. Tym samym sprowadzając powieść Gaskell do małego, bezpiecznego dramatu obyczajowego(Oczywiście bez żadnych zberezeństw, byleby nie urazić moralności czytelnika), w którym jakby się zdawało poza śmiercią, największym problemem jest to, żeby sąsiad nie pomyślał, że się źle prowadzisz. I ostatecznie "Północ i południe" kończy, jako banalny romans. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I tak wiem, takie były czasy i angielskie realia, jednakże patrząc na to z dzisiejszej perspektywy czy nawet reszty europejskiej literatury z tego czasu, nie umiem nie patrzeć na to z lekkim politowaniem. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Poza powyższym mogę jedynie dodać, że "Północ i południe" to po prostu niezła powieść, ale na pewno niegenialna. Fanom Austen zdecydowanie przypadnie do gustu. Podobnie, jak osobom chcącym zrobić sobie miły przerywnik między bardziej wymagającą literaturę, która jednocześnie nie będzie obrażać ich inteligencji. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Z "Północą i Południem" Gaskell mam zasadniczo jeden poważny problem. Nie wiem, czy to jest wina tłumacza i redaktora(A raczej na pewno tym i brakiem tego drugiego) czy samej autorki, ale ta powieść stoi na beznadziejnie niskim poziomie językowym. Jest pełna kolokwializmów, mowy potocznej i zupełnie pozbawiona takiego charakterystycznego sznytu wyróżniających XIX-wieczną literaturę. Do tego ta książka ma ogromny problem z narracją. Normą jest w niej w przeskakiwaniu w połowie rozdziału, w połowie strony z perspektywy jednej bohaterki opiekującej się przykładowo swoją matką, do innej postaci, która siedzi w swojej fabryce i ma problem z pracownikami. To ma miejsce w zdaniu po zdaniu, pisanych ciągiem, że wielokrotnie miałam problem z połapaniem się czego ta wypowiedź się tyczy i kogo. Nie mówiąc już o żadnej próbie wyłuszczenia dialogów z wewnętrznych monologów bohaterów. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Nie wiem czyja to wina, ale zdecydowanie ten niski poziom językowy przełożył się na niższą ocenę tej książki w moich oczach. I na pewno będę chciała w przyszłości porównać to tłumaczenie z oryginałem. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">6/10 </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-85444077096986524482021-11-30T05:20:00.001-08:002021-11-30T05:20:26.035-08:00"Jezioro bodeńskie" Stanisław Dygat <p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjImWOYOP6BPZkyw6wK5EnZRmrDV1Z-EoomphMcMo4G3nn10msbeJX6_Ycu7VOCxHvvV0UjD5VST52j8E_p93LIC9wTQxsbbFaIHLVB6CPK2I6QUGPU2gZvcj3OebwblPkFxMWCIOSYN4o/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="960" data-original-width="704" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjImWOYOP6BPZkyw6wK5EnZRmrDV1Z-EoomphMcMo4G3nn10msbeJX6_Ycu7VOCxHvvV0UjD5VST52j8E_p93LIC9wTQxsbbFaIHLVB6CPK2I6QUGPU2gZvcj3OebwblPkFxMWCIOSYN4o/w469-h640/image.png" width="469" /></a></span></div><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"> Lektura "Jeziora bodeńskiego" Dygata była dla mnie ciekawym przeżyciem. Z dwóch powodów. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Po pierwsze ta króciutka powieść łączy w sobie w sumie trzy epoki. Przedwojenną, drugowojenną, jak i okres powojenny. Z czego z oczywistych względów fabularnych ten okres powojenny jest najmniej dostrzegalny. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Drugim powodem jest lekkie moralizatorstwo autora wobec europejskich narodów, które z jednej strony wiele łączy, co powoduje wzajemną melancholię oraz sentymentalizm, a z drugiej wiele dzieli, co skutkuje nieustającymi wojnami oraz rywalizacją. Mogą, więc w sumie służyć za zobrazowanie toksycznej miłości.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Poza tym "Jezioro bodeńskie" to nawet ciekawe studium osobowości człowieka, który wewnętrznie czuje, że nie dorósł, jako taki, ani nie dał rady dotychczas wypełnić żadnej przypisanej mu roli, czy to jako mężczyzny, czy to jako żołnierza i patrioty. Sprawia to, że nasz główny bezimienny bohater całe dnie, w obozie dla internowanych spędza przeważnie na snuciu czy to wspomnieć sprzed wojny, czy to rozważając swój stan. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jest to tym ciekawsze, że jednocześnie usilnie pragnąc wpisania się w sukcesywnie, w jakąś odgórnie mu przypisaną rolę, wszystkie swoje okazje, jakie przytrafiają mu się w obozie do tego. Świadomie i panicznie odrzuca, i przed nimi ucieka. Czyni to z "Jeziora bodeńskiego" opowieść o palącej potrzebie dorośnięcia, przy jednoczesnym patologicznym strachem przed nim. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ale jest to także opowieść o Polsce, o Polakach i zagranicy, tym mitycznym zachodem. O tym jak nas postrzegają, i jak my sami się postrzegamy i co z tego wynika. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ogólnie rzecz mówiąc "Jezioro bodeńskie" to ciekawa książką, jednak mnie nie zachwyciła. Ma niepowtarzalnie smaczne fragmenty i urywki oraz ciekawe przesłanie, i kontekst, jednak czegoś tu zabrakło. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Nadto mogę dodać, że pierwszym co rzuciło mi się przy czytaniu to idealna przedwojenna polszczyzna Dygata, który dla pewnych grup ludzi mogłaby by posłużyć za wzór, jak po polsku należy mówić. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">6/10</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-88022964188467790082021-11-24T04:12:00.000-08:002021-11-24T04:12:46.299-08:00"Zwrot. Jak zaczął się renesans" Stephen Greenblatt <p style="text-align: justify;"> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgooQH_le3Gkgx0gIMlcyg9J6ND2ucpWs3mRK32C3NVSo2sezBi3XX-INWhWezZWXQOavg3OYg8G653d6syHWVfIYArWhdDn6nx0YKbYY0Hm8BALgKAAxQNpIurLkaU0ylH9ZHyx5ikcqU/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="960" data-original-width="704" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgooQH_le3Gkgx0gIMlcyg9J6ND2ucpWs3mRK32C3NVSo2sezBi3XX-INWhWezZWXQOavg3OYg8G653d6syHWVfIYArWhdDn6nx0YKbYY0Hm8BALgKAAxQNpIurLkaU0ylH9ZHyx5ikcqU/w469-h640/image.png" width="469" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Greenblatt ze swoją nagrodzoną Pulitzerem jest jedną z wielu lektur na moich studiach. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Opowiada ona historię Poggio Bracolliniego, włoskiego humanisty, myśliciela, a także fascynatem antyku. Historia życia Poggia, a przede wszystkim jego hobbystyczne odszukiwanie i przywracanie do życia zaginionych dzieł starożytności jest punktem wyjścia autora do snucia szeregu refleksji na temat renesansu, antyku i średniowiecza. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Nie powiem, wizja autora, że konflikt średniowiecza i renesansu to przede wszystkim starcie na linii filozoficznej między chrześcijańską wykładnią świata, a epikurejskim dążeniem do przyjemności jest ciekawy. Stety lub niestety z punktu widzenia historii nieprawdziwy. Zresztą w tym dziele jest wiele nieprawdy. Autor, aż nazbyt często powtarza utarte mity o średniowieczu, pomijając realne osiągnięcia mediewistyki na tym polu. Robią to jeszcze z punktu oświeconego zawczasu renesansu i wielkiego antyku. Osobiście taka postawa zawsze mnie mierzwi, więc i czytanie tego dzieła, co i rusz powodowało u mnie facepalma. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podsumowując, jest to pozycja z rodzaju, można przeczytać, ale nie trzeba. Wiele was nie ominie. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">4/10 </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-18154824948685207152021-11-12T05:57:00.000-08:002021-11-12T05:57:54.000-08:00"Szczęśliwy, jak łosoś" Anna Kurek <p style="text-align: justify;"><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_4LptQYRU9i1MgYSd5yisikhY-o9Ne7oDNKeCq5ueKKixlSHEPVM3zkogcAwlhIGL9h80_ePSCMo39D3qtWWXwSrQpszac2S77EJTM9jGPLmGtH1WUpgDW-nQ2BJIMcvkNj9efYDTc8M/s2048/IMG_20211112_145526.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1529" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_4LptQYRU9i1MgYSd5yisikhY-o9Ne7oDNKeCq5ueKKixlSHEPVM3zkogcAwlhIGL9h80_ePSCMo39D3qtWWXwSrQpszac2S77EJTM9jGPLmGtH1WUpgDW-nQ2BJIMcvkNj9efYDTc8M/w478-h640/IMG_20211112_145526.jpg" width="478" /></a></div><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"> <span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Skandynawia jest dla mnie pod różnymi względami ciekawym miejscem, zwłaszcza pod względem obyczajowo-kulturowym. I nie to nie w sensie, że jest to najbardziej lewicowy przyczółek świata, a raczej w tym, że pomimo tej łatki, która aż nazbyt często jest przez tamtejsze kraje potwierdzana. Bardziej fascynuje mnie to, że często tamtejsze społeczeństwa pomimo symbolicznego opowiedzenia się po jednej ze stron konfliktu światopoglądowego, w swej istocie pozostały bardzo tradycyjne. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Z reportaży, jakie na temat Skandynawii czytałam, w tym "Szczęśliwym, jak łosoś" wyłania się obraz Norwegów, Szwedów itp. Którzy, choć są do bólu tolerancyjni i otwarci, życzliwy, jak sam Pan Jezus dla każdego obcego wędrowca, to są nimi jedynie do pewnej twardo wyznaczonej granicy. Mam na myśli to, że zarówno tolerancja, jak i otwartość to idee, do których każdy Skandynaw się podpisze, ale jedynie do momentu, gdy niezbyt roztropny cudzoziemiec złamie, któreś z odwiecznych praw Jantego, narazi na uszczerbek narodową dumę z faktu bycia członkiem najlepszego kraju na świecie, tego socjaldemokratycznego raju, lub za bardzo spróbuje ingerować tak samo od stuleci hermetyczne norweskie czy szwedzkie małe wspólnoty. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Poza tym, że "Szczęśliwy, jak łosoś" dołożył kolejne potwierdzenie mojej teorii na temat krajów Skandynawskich, przynajmniej Norwegii, to muszę nadmienić, że jest to przyzwoity reportaż. Gładko i sprawnie w tajemnicza nas w duszę typowego Norwega oraz ukazuje najpopularniejsze smaczki kulturowe, jednak jako tako nie jest niczym nadzwyczajnym. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Mimo wszystko myślę, że warto jeden wieczór poświęcić na tę lekturę. </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-15693670193661198202021-11-04T12:23:00.004-07:002021-11-04T12:23:20.687-07:00"Chłopi" Władysław Reymont <p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0x2OPzoUzrKzE1bUPeRKJ6S_h8lnaQy2NvNvYU_sproWccpLBIdyfn2wtF3N5DB_JUbUX4Ib3YZrGPdCllZiQKyja1YR6AdjG3Hr7KRFia_4WlRtaF7EUtrc2S6QoY_nNpF5OOPH2Cqg/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="960" data-original-width="704" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0x2OPzoUzrKzE1bUPeRKJ6S_h8lnaQy2NvNvYU_sproWccpLBIdyfn2wtF3N5DB_JUbUX4Ib3YZrGPdCllZiQKyja1YR6AdjG3Hr7KRFia_4WlRtaF7EUtrc2S6QoY_nNpF5OOPH2Cqg/w469-h640/image.png" width="469" /></a></span></div><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Nie będzie chyba nadużyciem, stwierdzenie, że ze wszystkich lektur szkolnych to akurat "Chłopi" cieszą się najmniejszym poważaniem(Niżej jest już chyba tylko "Nad Niemnem"). I, prawdę mówiąc się temu nie dziwię. O ile sama fabuła mogłaby się okazać dla szerszego grona frapująca, tak przebrnięcie przez naprawdę piękne i niewyobrażalnie plastyczne, ale i też i długie opisy wiejskiej przyrody, zmieniających się pór roku, pomieszane ze znakomitymi i wartkimi dialogami, jednakże napisanymi z silną chęcią maksymalnego upodobania się do chłopskiej gwary, nawet dla dorosłego, a nie wprawionego czytelnika może stanowić problem, a co dopiero dla 18 latków. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Porzucając jednak te czcze dywagacje, zadajmy sobie pytanie, czy pomijając już te szkolne trudy "Chłopi" rzeczywiście są takim wielowarstwowym koszmarem, zupełnie nieciekawym pod względem literackim? Moja odpowiedź na to jest jedna i to zasadnicza, nie. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Chłopi" to nie tylko jedno z najważniejszych dzieł polskiej literaturze(Osobiście wzbudzili we mnie więcej emocji niż "Lalka", oczywiście nie urągając w niczym Prusowi), ale też dzieło unikatowe i dojmujące na skalę światową(Nobel naprawdę nie był przyznany bez powodu). </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Reymontowi udało się stworzyć coś, na pierwszy rzut oka niewykonalnego. Połączył konwencję antycznego dramatu z fatum wiszącego nad bohatera wraz z tak swojskim dla nas codziennym życiem prostych chłopów. W żaden sposób nieurągający realiom epoki i tejże warstwy społecznej ani wymogom, jakie stawia przed sobą dramat. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I jakiż to jest dramat. Niewątpliwe uczniowie stwierdzą, że to brazylijska telenowela, milsi osobnicy wskażą za to, Sofoklesa i "Króla Edypa". Jednak nie jest to ważne "Chłopi" po prostu są sobą, są unikalni na każdej płaszczyźnie. Zarówno w szczerości w wykreowanych postaci, codziennego znoju, jak i świątecznych radości, czy w ukazaniu za pomocą natury upływającego czasu. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tym, co mnie jednak w tej lekturze uwiodło najbardziej, jest ten istny kocioł pomieszanych, skrajnych emocji(Kocioł bałkański się do tego nie umywa). Miłość od nienawiści, zarówno między kobietą, jak i mężczyzną, czy też dzieckiem, a rodzicem dzieli zaledwie mały krok. A przy tym mamy cały wachlarz innych uczuć od macierzyńskiej miłości, pierwszych młodzieńczych zauroczeń po smak zdrady, zazdrości, poczucia krzywdy, wyobcowania czy samotności. I to wszystko kotłuje się w zaledwie jednej wsi. Nie dziwi więc i samo zakończenie. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Wydaje mi się, że warto jeszcze dodać, że "Chłopi" mogliby posłużyć za bingo pod tytułem "XIX wieczna polska powieść" i zanim się kto przyczepi, tak wiem, że "Chłopi" zostali napisani już w XX wieku, ale chodzi mi o ducha epoki, a nie o dokładne daty. Wracając do binga, w "Chłopach" wedle mojego skromnego zdania jest skondensowanie wszystkich wątków i myśli, jakie obowiązkowo przewijały się przez cały okres zaborów w naszej literaturze. Poczynając od wątków romantycznych, bohaterów beznadziejnych, silnego społecznego dydaktyzmu, troskę o wspólne dobro, wątków powstańczych i patriotycznych, po utyskiwanie na narodowe wady, jak chociażby swarliwość. Z tego też względu wydaje mi się to lektura tym ciekawsza. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Poza tym, jako osoba ze wsi naprawdę doceniam fakt, że Reymont ukazał polską wieś w pełnej jej krasie, bez Kochanowskiego idealizowania, czy też nazbyt dzisiaj widocznego sprowadza wsi do patologicznego ciemnogrodu. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podsumowując, jestem w tej powieści bezgranicznie zakochana i na pewno będę do niej jeszcze wielokrotnie wracać i naprawdę wszystkich to czytających przekonać, żeby dali "Chłopom" szansę i nie zrażali się tym, że język bywa trudny. </span></p><p style="text-align: justify;">10/10</p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-15172857315790532242021-10-21T12:09:00.000-07:002021-10-21T12:09:18.967-07:00"Historia sztuki w zarysie" Karol Eistrecher <p style="text-align: justify;"> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6zGo886RIvhkRHK3XmEDAJuKcKwiMhbL1lR9lN6sMpvOUL9_H2vGb0OZR4D5DXGPqGsZPcqQgCm_G54S960fGtbgATlvOXpaCj6YJkp4rF28b2RmpPJz_4u_07JyOs-SIIR7w9_uXMWA/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="960" data-original-width="704" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6zGo886RIvhkRHK3XmEDAJuKcKwiMhbL1lR9lN6sMpvOUL9_H2vGb0OZR4D5DXGPqGsZPcqQgCm_G54S960fGtbgATlvOXpaCj6YJkp4rF28b2RmpPJz_4u_07JyOs-SIIR7w9_uXMWA/w469-h640/image.png" width="469" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Nadszedł dzień w moim życiu, w którym uznałam, że muszę w końcu wziąć się za swoją samoedukację i moje zainteresowanie szeroko pojętą sztukę przenieść z poziomu "zachwytu ignoranta" na poziom osoby, która posiada, choć podstawową wiedzę. Tak też udałam się do mojej biblioteki i odgrzebałam tę o to pozycję, liczącą sobie już przeszło prawie pół wieku "Historii sztuki w zarysie". Będącej dziełem Krakowiaka i wieloletniego dyrektora Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego Karola Estreichera. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Książka liczy sobie 563 stron, z czego pokaźną część stanowią fotografie omawianych dzieł sztuk. Niestety, ze względu na brak wznowień(Co uważam za skandaliczne), większość z nich jest w słabej jakości, pozbawionej kolorów, co jak wiemy, w zwłaszcza przypadku omówienia dzieł impresjonistów wiele tym obrazom ujmuje. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Eistreicher dzieje sztuki charakteryzuje nam chronologicznie, od prehistorii po współczesności, poświęcając co ważne sporo miejsca omówieniu sztuki innych kręgów kulturowych, jak Chin, Japonii, plemion afrykańskich i australijskich. Po czym zupełnie poświęca się sztuce europejskiej. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Zdecydowanie warto tę książkę według mnie przeczytać, niezależnie już od tego, jak bardzo tą tematyką jesteśmy zainteresowani. Eistrecher piszę ciekawie, dobrze i zwięźle i na tych prawie 600 stronom, gładko przybliża nam najważniejsze zagadnienia historii sztuki. Ta praca stanowi, więc dobre kompendium dla laika, chcącego wyjść ze swojej ignorancji, ale też wydaje mi się, że osoba posiadająca głębszą wiedzę mogłaby z tej lektury coś wynieść. Chociażby uporządkowanie własnej wiedzy. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">7/10 </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-68779626726190152962021-10-06T07:59:00.001-07:002021-10-06T07:59:11.764-07:00"Ameryka: nowy Rzym" Peter Bender <p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd1kf-QYLAahlKkpSUNJy0pAgl6t9YpfV8-wZRMRPq5wQRn3hnv65ukpng8kxatgDwoBm-fS7yjT_N3GoUiXBb7OV6FrBwnTUZukEQbUy_xWKUfChFhmcKBwXZqe5pBJaw3V1a-3dDQ4Y/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="960" data-original-width="704" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd1kf-QYLAahlKkpSUNJy0pAgl6t9YpfV8-wZRMRPq5wQRn3hnv65ukpng8kxatgDwoBm-fS7yjT_N3GoUiXBb7OV6FrBwnTUZukEQbUy_xWKUfChFhmcKBwXZqe5pBJaw3V1a-3dDQ4Y/w469-h640/image.png" width="469" /></a></span></div><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">O tej książce dowiedziałam się przypadkiem, oglądając jakiś filmik na youtubie, gdzie została polecona przez prowadzącego. Jako że pomysł na nią mi się spodobał, a historią i polityką jestem szczególnie zainteresowana, od razu ją kupiłam. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Po jej przeczytaniu mogę stwierdzić, że dla osób zainteresowanych czy to współczesną geopolityką, USA czy historią Rzymu ta pozycja będzie ciekawa i w pewnym stopniu warta uwagi. Możemy z niej poznać ogólny zarys historii obu mocarstw ze skupieniem się przez autora, na głównych ideach i cechach, jakie ich potęgę ukształtowały. Jednakże poza tym aspektem jestem tą lekturą trochę rozczarowana. O ile udało mi się poznać podobne zależności i wyobrażenia, które wpłynęły na ukształtowanie się Rzymu i Ameryki, tak poza tym ta książka nie jest w niczym wyjątkowa. Za to sposób, w jaki jest napisana, sprawia, że ciężko się ją czyta. Co za tym idzie, trudno z niej zapamiętać, większe niuanse opisywanych wydarzeń historycznych, jak chociażby wojen punickich, którym Peter Bender poświęcił sporo miejsca. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Trudno, więc mi ją uczciwie ocenić, bo z jednej strony wnosi ciekawe spostrzeżenia na temat historii i dzisiejszej geopolityki prowadzonej przez USA. Daje nam wskazówki pomagające nam zrozumieć niektóre z ważkich wydarzeń ostatniego stulecia, jak i początku obecnego. W paru miejscach też celnie podsumowuje, błędne idee i cele amerykańskiego imperium, przy czym pozostaje lekturą dość niestrawną, z której trudno wynieść coś poza ogólniki. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podsumowując, jest to pozycja, którą można przeczytać, ale nie trzeba.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">5/10 </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-58067948520400758262021-10-03T03:12:00.002-07:002021-10-03T03:12:16.044-07:00"Hamlet" William Szekspir <div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9zvygzelcgurLHFAzdfV_n36QCtAS-18ol7TFHM3BVtp0APJ7yy0D46lE4xWkeOsBI30rIZqKVfOJJSV-ICmHgxWYVmuzTSL_4OimnASWOqXacmpzqtGg0TU7GCYNSxiOyR_XRz1yd4Y/s960/ha.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="718" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9zvygzelcgurLHFAzdfV_n36QCtAS-18ol7TFHM3BVtp0APJ7yy0D46lE4xWkeOsBI30rIZqKVfOJJSV-ICmHgxWYVmuzTSL_4OimnASWOqXacmpzqtGg0TU7GCYNSxiOyR_XRz1yd4Y/w478-h640/ha.jpg" width="478" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Osobiście nie zaliczam się do gorących fanów Szekspira. "Romeo i Julii" nie lubię, "Makbeta" bardzo cenię, a innych jego dramatów poza "Hamletem" jeszcze nie czytałam. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Sam "Hamlet" można powiedzieć, jego jedna z najsłynniejszych sztuk pozostawiła mnie w dość obojętnym stanie. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Trudno mi nawet powiedzieć dlaczego. Bardzo spodobał mi się język tego dramatu, podobnie, jak sam pomysł na fabułę. Uważam również, że Szekspirowi udało się oddać klimat epoki i samego miejsca, w jakim dzieje się akcja. Sporo fragmentów, jak chociażby ten z pojawieniem się ducha czy z pogrzebu Ofelii na stałe zapadły mi w pamięć. Jednakże również nie podzielam zrozumienia czy też zachwytów nad samą tytułową postacią tegoż dramatu. I to nawet nie chodzi, o to czy go lubię, czy nie, ale jakoś nie potrafię dostrzec jego głębi. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Wydaje mi się, że ta moja dość zachowawcza czy też może dla niektórych kontrowersyjna opinia, na temat "Hamleta" wynika z tego, że miałam wobec niego duże oczekiwania. Z powodowane głównie popularnością tego akurat dramatu i jego "renomą". Przez, co spodziewałam się wielkiego wow, a jak wiadomo takiemu wow trudno sprostać, nawet Szekspirowi. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Oczywiście, nie wpływa to na to, że uważam, że "Hamleta" trzeba przeczytać, bo jednak ma on ogromne znaczenia dla całej literatury, podobnie jak i reszta twórczości Szekspira. </span></div><div style="text-align: justify;"><br /><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">6.5/10 </span></div>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-77822707653465022442021-09-28T13:56:00.000-07:002021-09-28T13:56:43.543-07:00"Po rosie pada deszcz" Gustaf Edgren <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPIvBauuxHmajenm6J70c7QLLeuSBe9kv3p-2_XdN3En-JL85ViTIgYss1imGV6nHtN_M_T2R3XqTc-F9tiUDnV63-_vS53Vz_4tJuO0EP-FNxVTMuPIaPdH5c5e9LMfxVvxw3hgG2ynU/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="714" data-original-width="500" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPIvBauuxHmajenm6J70c7QLLeuSBe9kv3p-2_XdN3En-JL85ViTIgYss1imGV6nHtN_M_T2R3XqTc-F9tiUDnV63-_vS53Vz_4tJuO0EP-FNxVTMuPIaPdH5c5e9LMfxVvxw3hgG2ynU/" width="336" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak to znowu ja! I znowu będę was zanudzać szwedzkimi starociami sprzed prawie wieku. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tym razie na tapecie mamy coś, co kobiety lubią najbardziej, czyli melodramat o zakazanej miłości. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Ona piękna wiejska dziewczyna, córka najbogatszego farmera we wsi, zaręczona z innym bogaczem, zakochuje się bez pamięci, za to ze wzajemnością w ubogim skrzypku. Młodych poza finansami rozdziela również rodowa nienawiść. Otóż 20 lat wcześniej ojciec Jona uwiódł narzeczoną ojca Marit. I pomimo upływu lat ani on, ani ciotka nie są w stanie tej hańby i urazy zapomnieć. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Czy to coś wam przypomina? Czyżby "Romea i Julię"? A może trochę "Tristana i Izoldę"? </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Mi też. Zresztą to nie są jedyne nawiązania czy motywy popularne w europejskiej kulturze, z których twórcy "Po rosie pada deszcz" korzystali. W czasie oglądania sposób opowiedzenia tej historii nasunął mi skojarzenie z takim klasycznym, antycznym dramatem z fatum unoszącym się nad bohaterami obu przeklętych rodów. Z resztą o istnieniu tego fatum same postacie, co i rusz napomykają. No bo tu też warto dodać, że poza tym mamy klimat, jakby wyjęty ze skandynawskich sag oraz uwielbiane przez nas wszystkich realia ludowo-zabobonno-wiejskie, które nam Polakom z kolei mogą nasunąć skojarzenia z reymontowskimi "Chłopami". </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Powiedziałabym, że te żywo czerpane z kultury inspiracje są najciekawsze w tym filmie. Naprawdę z jednej strony milo mi się oglądało tę historię starą, jak świat, te chłopskie realia i ludowe opowiastki, a z drugiej miałam fajną zabawę, dostrzegając te uniwersalne inspiracje. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Sam film natomiast trzyma zaskakująco nieźle, jak na komercyjny melodramat sprzed </span><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">ćwierćwiecza. Jest dobrze nakręcony, zwłaszcza sceny tańca czy końcowa sekwencja w rzece. Nie bije od niego sztucznością, a gra aktorska jest jak najbardziej naturalna. Jedynie miejscami lekko się postarzał, ale powiedziałbym, że to dodaje mu uroku. </span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podsumowując wszystkim serdecznie, ze szczerego serca polecam. </span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">6,5/10 </span></span></p><p style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">(Do obejrzenia na netfliksie) </span></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-10345352142821178142021-09-19T12:59:00.001-07:002021-09-19T13:01:10.383-07:00"Słowo" Gustaf Molander <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQChTL7omDSneOibk_STkNAa5XH17V5UOwT5nyykvsgy3c1W1zZ2TGgQhQx_FjDEOL82j64YNC-UFqZapxsgeHgFuASBqdvrYgvdwp6wSKCw8_whyphenhyphenj-Pf3w_NTkWSfgOew5RZn1HePk5Y/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="285" data-original-width="200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQChTL7omDSneOibk_STkNAa5XH17V5UOwT5nyykvsgy3c1W1zZ2TGgQhQx_FjDEOL82j64YNC-UFqZapxsgeHgFuASBqdvrYgvdwp6wSKCw8_whyphenhyphenj-Pf3w_NTkWSfgOew5RZn1HePk5Y/w448-h640/image.png" width="448" /></a></div><br /><p></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Słowo" to szwedzki film z roku 1943(Do obejrzenia na netfliksie) w reżyserii Gustafa Molandera.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Gdy po raz pierwszy przeczytałam jego opis na netfliksie wydawał mi się zwykłym filmem, jakich wiele. Bowiem opowiadającym historię konfliktu rodzinno-pokoleniowego i światopoglądowego. I przez pierwsze 50 minut, jawił mi się głównie, jako właśnie hermetyczna opowiastka o życiu szwedzkich chłopów. Jednakże, gdy od 50 minut zorientowałam się, że obok aspektu ludowo-szwedzkiego ten film ma także uniwersalne drugie dno, zaczęłam oglądać go ze znacznie większym zaangażowaniem. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-family: georgia;">Otóż historia rodu Knuta(Granego przez samego </span><span style="font-family: georgia;">Victora Sjöströma)</span><span style="font-family: georgia;"> , poza częścią hermetyczną jest przyczółkiem do różnorakich wariacji i reinterpretacji</span><span style="font-family: georgia;"> przypowieści biblijnych, jak nawrócenie Szawła, powrót Syna marnotrawnego, wskrzeszenie Łazarza i przede wszystkim przypowieści o Hiobie. Bo tak, główny bohater Knut, podobnie, jak chociażby Nikołaj z "Lewiatana" Andrieja Zwiagincewa jest tymże biblijnym Hiobem. Do tego twórcy próbowali odtworzyć rozterki Jezusa, w którego nauczanie nikt nie chciał wierzyć, dopóki ten nie zaczął czynić cudów. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I właśnie o cuda w tym filmie sporej mierze chodzi. Nad "Słowem" unosi się pytanie, "Czy w dzisiejszych czasach cuda są jeszcze możliwe i czy bez nich można wierzyć?" </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Tak, więc produkcja Molandera jest filmem religijnym, który poza pragnieniem udowodnienia uniwersalności biblijnych przypowieści, stara się też odpowiedzieć na pytania w związku z ogólnym kryzysem religijności. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jednak najciekawszym w tym filmie pozostanie dla mnie przełożenie wielu opowieści z biblii na realia życia rodzinnego szwedzkich chłopów, w ubiegłym stuleciu. <span> Co wyszło twórcom, bardzo sprawnie, zwłaszcza te wątki poświęcone Knutowi-Hiobowi. I to z tym wątkiem łączą się chyba najmocniejsze sceny i największe emocje. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Pomijając już kwestie fabularne "Słowo" pomimo upłynięcia 78 lat od strony technicznej i aktorskiej jest bez większego zarzutu. Jedynie muzyka w niektórych scenach, całkiem się zestarzała. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podsumowując osobom posiadającym netflixa zdecydowanie polecam się zapoznać z tym filmem, bo to po prostu kawał dobrego, inteligentnego kina. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">8/10</span></div>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-34712450064953367532021-09-15T14:34:00.001-07:002021-09-15T14:34:43.976-07:00"Do utraty tchu" Jean-Luc Godard <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinka9aXEXZp-J04dqvGAM8T5G-TWZ6My8MLheG5N0KxF-1oBgqEb41jp-28VAYk6hCmRZqyOSlPtqkeMeLJp0eV09cOUUNHVsTiNJEGX6HhyphenhyphenBD-yRAsyWzljJeszXswUmX5Z0iYlnk8X0/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="285" data-original-width="200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinka9aXEXZp-J04dqvGAM8T5G-TWZ6My8MLheG5N0KxF-1oBgqEb41jp-28VAYk6hCmRZqyOSlPtqkeMeLJp0eV09cOUUNHVsTiNJEGX6HhyphenhyphenBD-yRAsyWzljJeszXswUmX5Z0iYlnk8X0/w448-h640/image.png" width="448" /></a> </div><br /><p></p><div><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">6 września 2021 roku ostatnie tchnienie wydała z siebie legenda francuskiego kina aktor Jean-Paul Belmondo. A równe 61 lat wcześniej swoją premierę miał film Jean-Luca Godarda "Do utraty tchu", który okazał się zarówno jednym z najważniejszych dzieł kinematografii, czołowym dziełem francuskiej nowej fali, jak i początkiem wielkiej kariery zmarłego niedawno Belmonda. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">"Do utraty tchu" nie ma skomplikowanej fabuły. Ot, można by powiedzieć zwykła historyjka, o zabarwieniu kryminalnym i romansowym. Główny bohater grany przez Belmonda jest drobnym złodziejaszkiem i cwaniaczkiem, który przypadkowo zabija policjanta i z<span> tego też względu przyjeżdża do Paryża, żeby odzyskać pożyczone pieniądze, ażeby móc w następnej kolejności uciec do Włoch. Niestety dla niego, te plany zaczynają się komplikować przez perypetie miłosne z niedawno poznaną Amerykanką. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span>"Do utraty tchu" Godarda jest jednym z tych dzieł kultury, w którym mniej ważne jest to, o czym mówi, a to jak to robi. Tak, więc po tym seansie nie możemy się spodziewać głębokiej fabuły, ani wszystkiego tego, czego od historii opowiadanej w filmie się spodziewamy. Za to od początku najważniejszym aspektem tego dzieła Godarda i tym, co też od początku przykuje naszą uwagę, jest sposób reżyserii i tło głównych wydarzeń. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span>Otóż przed przystąpieniem do oglądania trzeba wiedzieć, że ten film był rewolucją. Po raz pierwszy na poważnie zaczęto kręcić z ręki i opuszczono wymuskane wnętrza studiów na rzecz rzeczywistych plenerów. Tak, więc podążając za postacią Belmonda od sceny jazdy samochodem, po jego wędrówki przez Paryż, po mały pokoik w jednej z wielu paryskich kamienic, ażeby skończyć w lokalach, spoglądając na morze samochodów przecinających noc najważniejszym, jak i najbardziej uderzającym pozostaje naturalność krajobrazu, w jakim funkcjonują bohaterowie. Co też jest na każdym kroku uwypuklane, przez niespokojnie krążąc wokół nich kamerę. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span>Jednakże czy poza samą stroną "techniczną" ten film jest w stanie zaoferować coś więcej? Wydaje mi się, że tak, a tym czymś będzie chyba ukazanie zwiewności ludzkie życia, które często przemija zbyt szybko, nic po sobie nie pozostawiając.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span>Banalne? Być może, ale jak wspomniałam na początku, to nie jest u Godarda ważne, a do mnie osobiście przemówiło. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><span>Tak, więc w zaistniałych smutnych okolicznościach polecam wam wszystkim w szczególnej uwadze "Do utraty tchu".</span></span></div>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-14318387690927788672021-09-06T08:37:00.001-07:002021-09-06T08:37:04.752-07:00"Prawo do miłości", czyli jak bardzo zmienił się świat <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMCu855L3uiZ1lulAmvlbAVB1xBFFYSoAnYdSKUeIwvB5p0HAQgoEOmmnziCZ2YLmPFh61zrCB9-GJdEfl2jhSWIgyYvCqscTJTt_a0ob5s1TfLuqvhgK_vYbGj8yhILxRqBgZr9Co5CA/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="285" data-original-width="200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMCu855L3uiZ1lulAmvlbAVB1xBFFYSoAnYdSKUeIwvB5p0HAQgoEOmmnziCZ2YLmPFh61zrCB9-GJdEfl2jhSWIgyYvCqscTJTt_a0ob5s1TfLuqvhgK_vYbGj8yhILxRqBgZr9Co5CA/w448-h640/image.png" width="448" /></a></div><br /><p></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Niedawno zupełnie przypadkowo odkryłam, że na Netfliksie jest ogromny wybór starych szwedzkich filmów. Starych, czyli poczynają od roku 1913 do późnych lat 60. Oczywiście postawiłam sobie za cel obejrzenia ich wszystkich i realizując to postanowienie, zaczęłam od "Prawa do miłości" z 56. Na ten wybór wpływ miał opis z netfliksa, który brzmi tak:</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"> "</span><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Poglądy pewnego profesora na nowoczesną edukację seksualną i wolną miłość zostają wystawione na próbę, gdy jego córka postanawia przerwać ciążę".</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Przez ten opis obejrzenie tego filmu stało się dla mnie, wręcz obowiązkiem. Niestety, choć będę jak niepodległości bronić tezy, że ten film jest dobry, tak muszę przyznać, że lekko się na nim zawiodłam. Otóż przez netfliskowy rysopis tego produkcji spodziewałam się pozycji skandalizującej, jasno stojącej po jednej ze stron sporu, radykalizmu itp. A już na starcie otrzymałam informację, że ten film nie chce dawać jednoznacznych odpowiedzi, ani antagonizować. Cóż takie filmy też są potrzebne. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jednakże przechodząc już do sedna, wydaje mi się, że osobom o poglądach konserwatywnych, a już na pewno osobom centroprawicowym i centrowym ten film się spodoba i każda z tych frakcji, tak to ujmę będzie mogła zinterpretować ten film zgodnie ze swoim systemem wartości. Jednakże nie wiem do końca, jak osoby lewicowe, nawet umiarkowanie mogłyby na tę produkcję zareagować. Podejrzewam, że persony radykalnie lewicowe mogłyby mieć jedynie negatywne odczucia po tym filmie, spowodowane jego dość wstecznym tokiem myślenia. Bo chodź sama postać profesora, jak na swoje czasy wydaje się strasznie skandaliczna i radykalna, tak dla współczesnych lewicowców jest raczej bardzo zachowawcza, jeśli nie konserwatywna. Chociażby z tego, względu, że nie uważa on pełnej swobodny seksualnej za dobrą, czy moralną. Ba, nawet raz używa słowa "rozpusta". </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">I właśnie samo podejście głównego bohatera, który jawi się przecież na swoje czasy, jako wielki postępowiec do tematu ludzkiej seksualności skutkuje określoną mentalnością tej produkcji. Co jest jednocześnie jej zaletą, jak wadą. Z jednej strony świetnie ukazuje nam współczesnym widzom burzę, jaka przechodziła przez zachodni świat na przełomie lat 50-60. Różne postawy ludzi wobec nich i ich argumenty. Jednakże tym samym skazało to ten film na starość. Ten w poruszanych przez siebie tematach, jak "wolny seks" i aborcja zupełnie nie przystaje do dzisiejszych realiów. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Otóż wbrew opisowi Profesor nie jest zwolennikiem nieograniczonej niczym swobody seksualnej, a na pewno nie w tym sensie, w jakim dzisiaj się to rozumie. Na dzisiejsze standardy można by go nawet zaliczyć do prawej strony. I sam problem aborcji jest tu rozważany, nie jako prawo człowieka do pozbycia się pasożyta, a raczej jako bardzo przykry środek do uniknięcia problemów wynikłych z naszego nierozsądnego postępowania, a którym otoczenie powinno wszelkimi metodami zapobiegać. </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Dwie przypadki par, które rozważają aborcję w "Prawie do miłości" to są historie zakochanych, które z powodu czysto finansowych na ten moment nie mogą wziąć ślubu, jednakże w momencie, gdy problemy materialne zostają rozwiązane donoszenie ciąży przez staje być dla nich problemem. Czy dzisiaj jest tak samo? Już nie oceniając, chyba każdy z nas wie.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Poza kwestiami fabularnymi jest to porządny film w stylu europejskim. Rozumiem przez to, że jest dość kameralny, a na pierwszy plan wysuwają się bardzo długie dialogi, które odsłaniają nam cały sens filmu. Ja takie klimaty bardzo lubię, więc i ocena tego filmu jest przez to odpowiednio wyższa. Oprócz tego jest dobrze zagrany i nakręcony, zwłaszcza w pamięć zapadnie mi końcowa scena wsiadania do tramwaju, gdzie w tle mamy bardzo piękną panoramę Sztokholmu. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Biorąc to wszystko pod uwagę, zasadniczo uważam, że warto ten film obejrzeć, jednakże mając na uwadze to, że jest to głównie ciekawostka i współcześnie nic nie wnosi. Poza jednym wątkiem, który mi się bardzo spodobał, a propos "odpowiedzialności za własne słowa". Bo co wpycha córkę głównego bohatera w kłopoty? Słowa jej rodzonego ojca, wypowiedziane w jak najlepszej wierze. Morał z tego płynie taki, że trzeba poważnie przemyśleć, co chcemy przekazać i w jaki sposób, bo możemy łatwo doprowadzić do czyjegoś nieszczęścia. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Na koniec dodam, że "Prawo do miłości" w jednym aspekcie okrutnie się zestarzał i współcześnie budzi w tym temacie jedynie śmiech i politowanie. I tym zagadnieniem jest kobieca seksualność. <span> Otóż myślą przebijając się w tym zakresie w tym filmie jest to, że kobiety są zasadniczo </span></span><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">aseksualne. Bo jak to ujął główny bohater, chłopcy czy też mężczyźni chcą uprawiać seks(W domyśle, bo odczuwają popęd seksualny), za to dziewczęta są w pełni niewinnymi, romantycznymi istotami, które po prostu chcą mieć chłopca, z którym mogłyby iść do kina i na potańcówkę, no i chłopcy to wykorzystują i je namawiają do współżycia. Porównując to patrzenie na ten temat z podejściem, chociażby takiego serialiku dla młodzieży, jak "Never have" to jednak świat się bardzo zmienił;)</span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">6/10 </span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></span></div>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4961564373339541054.post-45351420570389712472021-09-01T10:09:00.004-07:002021-09-01T10:09:50.060-07:00"Maria Antonina" <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEga6-ZMwwO0Zx5KdXTyLoyPtMZM_J1nde1kz9zhnoyTFtMy1lPEeyIgOlrkO9kcbYHbzUCnU9aiFVxBbRareC3FJqHLq2qK2mBkxGhbZGtF1Cp_4qe3VfR1XuWQ_UxYRH6sCr32sxR8YpQ/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="720" data-original-width="500" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEga6-ZMwwO0Zx5KdXTyLoyPtMZM_J1nde1kz9zhnoyTFtMy1lPEeyIgOlrkO9kcbYHbzUCnU9aiFVxBbRareC3FJqHLq2qK2mBkxGhbZGtF1Cp_4qe3VfR1XuWQ_UxYRH6sCr32sxR8YpQ/w445-h640/image.png" width="445" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Podchodziłam do tego filmu, trochę jak pies do jeża. Unikałam, choć obiecywałam sobie, że w końcu go obejrzę. Główną przyczyną tego stanu rzeczy była niska ocena na filmwebie i dość negatywne recenzje, jakie miałam okazje czytać. Tym bardziej odrzucał mnie fakt, że w każdej z czytanych przeze mnie opinii, jako wady wskazywano wybiórcze podejście do realiów historycznych i cukierkowatą otoczkę. A mnie zwłaszcza to pierwsze w filmach "historycznych" irytuje. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Jednakże w końcu się przemogłam i tą produkcję obejrzałam. I na starcie zaznaczę, że nie wpisuje się w żaden dyskurs na temat tego dzieła Coppoli. O "Marii Antoniny" przewija się raczej opinia, że ten film albo się kocha, albo nienawidzi, natomiast ja jestem pośrodku. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Zrozumiałam(A przynajmniej tak mi się wydaje), jaka koncepcja przyświecała Sofii Copoli przy kręceniu tego filmu. Otóż najzwyczajniej w świecie, chciała przedstawić esencję życia Marii Antoniny, które nie oszukujmy się, było w większości takie, jak nam przedstawiono na ekranie. Czyli skupione na wiecznej zabawie, konsumpcji bez większych zmartwień, poza przeraźliwą nudą. Oczywiście zdarzały się i poważne problemy, jak chociażby nie możność urodzenia następcy francuskiego tronu z powodu opieszałości późniejszego Ludwika XVI. Jednakże możemy powiedzieć, że poza tym życie Marii Antoniny przebiegało, raczej gładko i pusto. I właśnie ta egzystencjalna pustka w otoczeniu niewyobrażalnego piękna będzie tym, co z tego filmu najbardziej zapamiętam. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">No właśnie piękno otoczenia Królowej, czyli stroje, fryzury, wnętrza i ogrody są jak dla mnie głównym powodem, dla którego warto ten film obejrzeć, a nawet trzeba. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Co poza tym? Aktorstwo jest niezłe, ale bez szału, muzyka mi zdecydowanie w tym filmie nie podeszła, chociaż osobiście nie mam nic przeciwko używaniu współczesnej muzyki w filmach i serialach historycznych. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Na temat rzetelności w sprawach epoki itp. Muszę przyznać, że nie jest aż tak źle, jak sądziłam, że będzie. Obecnie czytam książkę "Ludwik XVI" Jana Baszkiewicza, i jak dotąd przeczytała jedynie 50 stron, ale to wystarczyło, żeby potwierdzić różne smaczki fabularne z tej produkcji. Poczynając od tego, że Maria Antonina, jako najmłodsza z licznego rodzeństwa była dość rozpuszczana, a przez co dość krnąbrna, przez tekst o jeżdżeniu konno po scenę ze słoniem. Jednakże Sofia Copoli czy to nieświadomie, czy świadomie, chcąc jednak trafić do szerszej publiki wpadła w lekki prezentyzm. Otóż w to, że Maria Antonina była rozpuszczona i krnąbrna wierzę, zwłaszcza, jak potwierdzają to źródło z epoki, ale w to, że te braki w wychowaniu objawiały się tak, jak przedstawiła to Sofii Copola w tym filmie nie uwierzę. Nawet 14 letnia arcyksiężniczka (Zwłaszcza wydawana za maż za Delfina) nie strzeliłaby takiej gafy, jak przytulanie się do niżej podstawionej w hierarchii od siebie, w ogóle by się do nikogo publicznie nie przytuliła. A tym bardziej nie uwierzę w to, że arcyksiężniczka z arcykatolickich Habsburgów austriackich nie umiałaby się należycie zachować w trakcie mszy. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">W tym kontekście przypomniało mi się, że Łysiak w "Cesarskim pokerze" o Marii Ludwice napisał(Nie wiem na ile to prawda), że w momencie gdy Napoleon rozważał małżeństwo z nią. Ona żyła w jednej z rodowych posiadłości, gdzie dbano, żeby nie było żadnych zwierząt obojga płci, żeby na pewno cnota i niewinność arcyksiężniczki nie była narażona na zgorszenie;)</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Nie licząc tego "Maria Antonina" ma tylko jedną poważną wadę, wynikająca z obranej przez reżyserkę koncepcji. Otóż ten film od połowy staje się nudny, naprawdę nudny. No ileż można oglądać bale, prywatki i wizyty w operze Królowej? Nawet przepiękne rekwizyty i garderoba tego nie zmienią. I to jest właśnie według mnie powód, dlaczego ten film budzi tak skrajne oceny. Część osób załapie koncepcję i skupi się na oglądaniu wnętrz i będzie zadowolona, druga część nie załapie i uśnie z nudów w połowie. Dlatego też i moja ocena do najwyższych nie należy. Wychodzę z założenia, że film nie musi mieć porywającej akcji, ale pod warunkiem, że zamiast tego oferuje mi na gruncie intelektualnym coś więcej, jak chociażby jest "Koniem Turyńskim" Bela Tarra(Który oglądałam trzy dni;)). Natomiast Maria Antonina, choć ma ciekawe założenia, to jednak mocno intelektualną produkcją nie jest. Przez co otrzymuje w sumie takie nie wiadomo co. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">Na koniec, jednak zaznaczę, że mimo wszystko, chociażby dla widoków warto jest ten film obejrzeć. </span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: georgia; font-size: medium;">6/10 </span></div><br /><p></p>Lottiehttp://www.blogger.com/profile/16603331391453955894noreply@blogger.com1