.

.

sobota, 23 września 2017

Filmomaniak: Król Artur: Legenda miecza

Znalezione obrazy dla zapytania Król Artur: Legenda miecza


Wyreżyserowany przez Guy Ritchie nowy Król Artur, który jest bardzo krytykowany na zachodzie, w Polsce został przyjęty w ciepły sposób. Zaciekawiona tą rozbieżnością, postanowiłam obejrzeć Legendę miecza, żeby móc wyrobić sobie zdanie. Po jego obejrzeniu mogę powiedzieć, że  najlepszym słowem opisującym ten film jest "specyficzność", bo chyba nie ma drugiego filmu, który został nagrany w takim formacie. 

Znalezione obrazy dla zapytania Król Artur: Legenda miecza

Fabuły przybliżać chyba nie muszę, ponieważ w każdy mniej więcej orientuje się w historii Króla Artura oraz rycerzy okrągłego stołu.

Rzeczą, która powoduje wspomnianą przeze mnie wyżej specyficzność, jest format, w którym został nagrany cały film, ponieważ nie przypomina on typowego filmu, a raczej teledysk. 
Na początku mamy pod rząd serię krótkich ucięć, które pokazują nam okres dorastania Artura oraz wydarzenia, w który w jakiś sposób wpłynęły na to, jak ukształtowała się jego osobowość. Później już tych mini teledysków jest mniej, ale nadal film jest utrzymany w takiej konwencji. Z jednej strony jest to ciekawe i nawet przyjemnie się coś takiego ogląda, ale w paru momentach produkcja robiła się przez to chaotyczna. Zdarzało mi się nie do gonić wizji reżysera, która pędzi jak struś pędziwiatr. Ten pęd jest największą wadą tego filmu, bo poza tym mam tylko trzy małe zastrzeżenia.

Jednym z tych mankamentów jest wątek Mag i Artura, który został  w taki oczywisty sposób zaczęty na początku filmu, i został porzucony też na początku. 
Ciekawi mnie, po jaką cholerę reżyser w ogóle go wprowadził.

W paru momentach Król Artur mi się nużył. Niektóre sceny były tam w walone na siłę, bez żadnego pomysłu. 


Króla Artura muszę pochwalić za humor, którego jest tu całkiem sporo, ale mam pewien problem z tym, że bohaterowie poboczni zostali wykreowani  tylko na podstawie wypowiedzianego przez w nich w  jakiejś sytuacji żartu. Na tym żarcie kończy się osobowość większości występujących tu postaci. Z tego schematu wybija się tylko Artur, Vortigern i Mag.

Muszę wam powiedzieć, że o ile obsada głównych postaci pomijając wybór aktora grającego Bedivere, który przez cały film zachowywał się, jakby połknął kij, jest świetna, to aktorzy grający poboczne postacie nie zapisali mi się w pamięci. 

Charlie Hunnam, który wygląda jak połączenie Travisa Fimmela i Toma Hardy'ego jest w strzałem w dziesiątek. Charlie świetnie sobie poradził z zagraniem charyzmatycznego Artura. On i Jude law, który też okazał się w strzałem w dziesiątkę, pod względem aktorskim skradli cały film.
Z reszty obsady pochwała należy się też Astrid Bergès-Frisbey, której postać zapada w pamięć. 

Jednak najlepszą rzeczą w tym filmie jest soundtrack, który jest genialny i nawet jeśli nie macie zamiaru oglądać tego filmu to z soundtrackiem radzę się wam zapoznać. 

Podsumowując Król Artur: Legenda miecza jest dobrym filmem rozrywkowym, który polecam, ale radzę przed seansem przygotować się na specyficzny format i nie do końca rozwinięte wątki. 

Ocena: 7/10


1 komentarz: