.

.

niedziela, 30 kwietnia 2017

Podsumowanie miesiąca: Kwiecień 2017



Kwiecień była całkiem dobrym miesiącem. Sporo przeczytałam i opublikowałam, a do tego w ostatnim tygodniu byłam na wycieczce w Krakowie, którą będę miło wspominać. 

Nie przedłużając: 

  • Liczba przeczytanych książek: 6
  • Łączna liczba przeczytanych stron:  2330 
  • Liczba dziennie przeczytanych stron: 78
  • Liczba zrecenzowanych książek: 4
  • Liczba dodanych postów w miesiącu: 5
  • Liczba obserwatorów bloga: 44
  • Liczba wyświetleń od początku na blogu: 7091 
  • Liczba polubień na Fanpage: 12
  • Liczba obserwujących na instagramie: 5

Najlepsza książka: "Okularnik" Katarzyna Bonda 

Najgorsza książka: "Porwana pieśniarka" 


Mam nadzieję, że wam również dobrze minął ten:) 

wtorek, 18 kwietnia 2017

"Dwór mgieł i furii"

Znalezione obrazy dla zapytania "Dwór mgieł i furii"


Autor: Sarah J.Maas 

Liczba stron: 768

Liczba rozdziałów: 69

Cytat:"- Czy raczysz do nas dołączyć? - zapytała. - Czy też masz zamiar podziwiać swoje muskuły w lustrze?Kasjan parsknął, wziął ją pod ramię i powiódł w górę ulicy.
- Pójdę... ale się napić, głupia. Żadnych tańców.
- Dzięki niech będą Matce. Gdy ostatnim razem próbowałeś, niemal strzaskałeś mi stopę."

Ocena: 7,5/10 


Fabuła: Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeństwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?



Osoby, które śledzą mnie dłuższy czas wiedząc jak bardzo zakochałam się w inspirowanej "Piękną i Bestią" powieścią "Dwór cierni i róż". 
O ile pierwszy tom to była miłość od pierwszego wejrzenia tak między mną, a kontynuacją pojawiły się pewne zgrzyty. 

Zacznę od pozytywów: 

Sarah J.Maas w tej części bardzo rozwinęła świat, w jakim przyszło żyć naszym bohaterom. Nie zdajecie sobie sprawy z rozległości i piękna Prythianu. 
Świat przedstawiony jest bardzo misterny. Autorka zadbała o każdy detal. Przy czytaniu ani raz nie odczułam, żeby ta kraina była papierowa. Prythian jest żywy, ma tętno i duszę. 

Jeśli ktoś narzekał na nudę w Acotarze to niech wie, że Acomaf nie da mu wytchnąć. 
Niesamowite jest, że na tych niecałych 800 stronach mogło się, aż tyle wydarzyć. 
Co ważniejsze historia przedstawiona w "Dworze mgieł i furii" mimo swoich gabarytów jest spójna. Nie ma żadnych niedociągnięć, porzuconych wątków czy postaci. Nie ma nie potrzebnych fragmentów czy nic niewnoszących dialogów, i monologów. 
Akcja pędzi na łeb na szyje, a wszystko to jest okraszone dużą dawką porządnego humoru. 
Tylko usiąść i czytać. 

Osoby o słabych nerwach nie powinny tego czytać, ponieważ liczba plot twistów oraz zakończenie, przez, które dobre pięć minut siedziałam z otwartymi ustami, mogą nie wytrzymać i paść na zawał. Albo też zejść z emocji czekając na "A Court of Wings and Ruin" . 
Czytacie na własną odpowiedzialność. 

Jak przystało na powieść opierającej się na "Pięknej i Bestii" nie może zabraknąć tu par, którym kibicujemy - A jest ich całkiem sporo. 
Sarah J.Maas ma ogromny talent do tworzenia "towarzyszy". 
Chciałabym się tu rozpisać, ale nie chce nikomu spoilerować. 

Największym zgrzytem względem fabuły Acomafu jest pewna schematyczność. Jeśli ktoś czytał serię o Celaenie zauważy fakt, że autorka w bardzo, ale to w bardzo podobny sposób kreuje świat, w którym dzieje się akcja danej książki. Co dla mnie jest dużym minusem, tym bardziej, że tych podobieństw jest sporo. 

1,5/2 


Postacie: W tym tomie przybywa fantastycznych postaci, które kocham, co do jednego. 
Bohaterowie są świetnie wykreowani, ale nie posiadają wad. Rhys, którego uwielbiam jest odzwierciedleniem idealnego księcia, partnera, który niby jest zazdrosny, ale tego nie okazuje, przyjaciela, członka rodziny, który jest tolerancyjny, wyrozumiały. Władcą, który nie pragnął tytuły księcia, ale jest świetnym zarządcom... 

Szczerze powiedziawszy Sarah trzeba przyznać jakiś medal za umiejętność tworzenie takich Gary Su, których kompletna idealizacja w zupełności nie przeszkadza czytelnikowi. 

Feyrą miałam w Acomafie małe trudności. Nie spodobało mi się to jak szybko przemiana w fae zrobiła z niej taką trochę zarozumiałą dziunię. Jej zachowanie, a dokładnie myśli w kilku sytuacjach mnie zirytowały. Jej postępowanie, w co poniektórych sytuacjach też pozostawiły we mnie niesmak. 


Jedynymi postaciami z wadami występujące w tej książce są Lucien i Tamlin. Co ciekawe obu (Zwłaszcza Tamlinowi) dostają duże kopy. 
Teoretycznie nie powinnam ich bronić, ale nie rozumiem całego tego hejtu na nich. Nie każdy jest odporny psychicznie.

2/2 

Styl pisania: Podczas czytania wyłapała trochę tandetnych "zastosowań", które wcześniejszych powieściach Sarah J.Maas się nie pojawiały i mam nadzieję, że więcej się już nie pojawią. 
Poza tym język jest prosty, ale nie  do bólu prosty. Opisy są plastyczne, wręcz magiczne. 

W Acomafie zdecydowanie brakowało mi baśniowego klimatu z poprzedniej części.

1,5/2 

Oprawa wizualna: Dlaczego Uroboros uparło się na brytyjskie okładki? Czemu? 
Jakby nie mogli wydać w amerykańskich. 

1/2

Podsumowanie: "Dwór mgieł i furii" jest niezwykle wciągająca książką, pełną akcji, miłości, przyjaźni, z dobrze wykreowanym światem i niewiarygodnym zakończeniem. 

Wciągnęłam się, czytało mi się wyśmienicie, ale jestem odrobinę zawiedziona, ponieważ spodziewałam się jeszcze większego WOW niż ten, który miałam po lekturze Acotaru. 

Mam nadzieję, że Acowar będzie lepszy. Całą serię polecam, ale co do drugiego tomu radzę nie mieć wygórowanych oczekiwań. 

1,5/2 



piątek, 14 kwietnia 2017

"Kwiaty na poddaszu"

Znalezione obrazy dla zapytania kwiaty na poddaszu



Autor: Virginia C. Andrews 

Liczba stron: 380

Liczba rozdziałów: 22 

Cytat: "Kiedy człowiek milczy, nie robi sobie przynajmniej nowych wrogów" 

Ocena: 5/10 

Fabuła: Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy.


Sięgając po powieść pani Andrews miałam całkiem spore oczekiwania. Liczyłam na powieść, która w dojrzały sposób poruszy temat tabu, powieść, która odciśnie na mnie emocjonalna piętno, która zostawi ślad w mojej psychice. 
Przeliczyłam się.

"Kwiaty na poddaszu" są bardzo infaltywne. Może nie powinnam się temu dziwić, ponieważ główni bohaterowie są bardzo młodzi, ale autorka zdecydowanie przesadziła. 
Słynny wątek kazirodczy jest niesamowicie rozdmuchany. Virginia Andrews przez większość czasu robiła wielkie halo o nic. W momencie, w którym coś się stało... Nie opisała tego tak jak należy. Zamiotła wszystko pod dywan. 

Mimo wszystko czytało mi względnie przyjemnie i szybko. Co jest zadziwiające, ponieważ akcja sunęła się w miarę wolno. 

"Kwiaty na poddaszu" bardzo dobrze ukazały temat tego, do czego prowadzi "obyczajne zaślepienie”, zaślepienie pieniędzmi oraz fakt, że osoby, które uważamy za wcielenie zła mogą mieć w sobie ziarnko dobra. 

Ogólnie pomysł na fabułę był naprawdę dobry, ale wykonanie zostawia sporo do życzenia. 

1/2 

Postacie: Pierwszy raz w życie (I mam nadzieję ostatni) spotkałam się z tak naiwnymi i głupimi postaciami. 
Siedzieli na tym strychu przez chyba 3 lata, ale przez bardzo długi czas mamusia była święta i basta. 

Zastanawiam się czy nie odebrałam tej powieść tak negatywnie, przez to, że narracja była prowadzona z perspektywy Cathy. 
Matko kochana! 
Nie ma w literaturze bardziej tępej postaci. Scena pod koniec, gdy Chris wszystko jej tłumaczył to była wręcz poezja dla hejtera. Tego nie da się zobrazować. 

0/2 

Styl pisania: Jak wyżej wspomniałam język jakim operuje autorka jest przyjemny, ale niemiłosiernie infaltywny. 

1/2 

Oprawa wizualna: Okładka jest bardzo klimatyczna. Czuć od niej taką grozę. 

Fajnie dobrane kolory. Zdecydowanie na plus. 

Znalezione obrazy dla zapytania kciuk w górę


2/2


Podsumowanie: Nie jestem w stanie ani tej książki polecić, ani odradzić. "Kwiaty na poddaszu" są niezobowiązującą lekturą na jeden, dwa wieczory. 
Dla mnie jest to bardzo przeciętna powieść, ale nie żałuję, że po nią sięgnęłam. 

1/2 





poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Luźne pogadanki: Ustawa o jednolitej cenie książki oraz dlaczego Polacy nie czytają?



Jak zwykle spóźniona przychodzę do was ze sprawą, która około trzech tygodni temu wstrząsnęła książkową społecznością - Ustawa o jednolitej cenie książki. 
Do napisania tego wpisu zainspirował mnie poniższy fragment tejże ustawy, który chce z wami przeanalizować oraz wtrącić swoje trzy grosze. 

“Mając na względzie potrzebę ochrony książki jako dobra kultury, zapewnienie jej szerokiej i stałej dostępności na terytorium kraju, zapewnienie urozmaicenia dostępnej oferty czytelniczej, propagowanie czytelnictwa jako narzędzia rozwoju intelektualnego i kulturalnego jednostki i skutecznego sposobu budowania kapitału społecznego oraz wspieranie różnorodnej i ambitnej twórczości literackiej, a także stworzenie ram dla funkcjonowania krajowego rynku książki, w tym umożliwienie budowania zróżnicowanych sposobów dystrybucji przy jednoczesnym wspieraniu księgarni jako miejsc upowszechniania kultury (…)” 



Nie przedłużając:

Błędem jest myślenie, że ta ustawa zapewni szeroką oraz stałą dostępność do danej książki, ponieważ wydawnictwa nie będą ryzykować strat. Bądźmy szczerzy większość ludzi w naszym kraju nie ma pieniędzy, więc stała cena książki, która niska nie będzie, (Chociaż próbują nam to w mówić) będzie odstraszać. Konsumenci będą woleli wydać tę kasę na książki, których są pewni. Dlatego księgarnie będą zapełnione Mrozem, Bondą, Maas, Clare oraz Martinem. 
Żeby nie było wszystkich powyższych autorów bardzo lubię i cenię, ale chciałabym mieć dostęp do książek, które z powodu debiutującego pisarza nie osiągną takiego sukcesu. Nasi rodzimi, początkujący autorzy będą mieli jeszcze ciężej wydać swoją książkę. 
Nie muszę chyba wspominać, że będzie także więcej bubli pokroju "50 Twarzy Greya". 
Do kosza możemy wrzucić już kolejny cytat z powyższego fragmentu: 

"Zapewnienie urozmaicenia dostępnej oferty czytelniczej" 

Nie powiem przydałoby się  urozmaicenie obecnej oferty, jaką serwują nam wydawnictwa, ale zastanówmy się, dlaczego jest jak jest. 
Ludzie w Polsce nie czytają. 63% Polaków nie sięgnęło w 2015 roku po żadną książkę. 

Znalezione obrazy dla zapytania czytanie książek demotywatory


Tu leży pies pogrzebany, jeśli nasi rodacy zaczną czytać tak jak Skandynawowie czy Francuzi wszystkie bolączki gnębiące Polski rynek książki i czytelników znikną. 
No właśnie Polacy nie czytają, a dlaczego?


Znalezione obrazy dla zapytania lektury szkolne demotywatory


Sytuacja wygląda jak wygląda  głównie przez dwa  czynniki: Szkoła oraz brak "kultury czytania" w naszym narodzie.

Kanon jest przestarzały, a sposób, w jaki przerabiane są lektury woła o pomstę do nieba.
Każdy odbiera jakąś książkę inaczej. Dla jednego "Wichrowe wzgórza" są arcydziełem, dla innego kompletną chałą. Nie ma w tym nic złego. Świat jest piękny, ponieważ jest różnorodny. Niestety parę osób na górze o tym zapomniało.

Osoby broniące lektur szkolnych używają głównie jednego argumentu:  "Kanon trzeba znać, a nie go lubić".

No właśnie nie.

Nie ma czegoś takiego "trzeba znać", ponieważ  nie istnieje i istnieć nie będzie tak inteligentna osoba, która będzie w stanie ustalić ten "właściwy kanon".
Jedna osoba będzie twierdzić, że w kanon powinien zostać, jaki jest. Ktoś inny stwierdzić, że w spisie lektur powinna się znaleźć powieść "Zabić drozda"  i wraz z omawianiem tejże lektury poruszyć temat rasizmu. Jeszcze ktoś inny stwierdzić, że w kanonie powinna znaleźć się literatura faktu. Dla kolejnej osoby w spisie powinny pojawić się młodzieżówki pokroju "Igrzysk śmierci". Jakaś osoba może też stwierdzić, że w kanonie powinna panować duża różnorodność, żeby każdy uczeń mógł znaleźć coś dla siebie. Powszechnie wiadomo, że obecnie zupełnie są pomijane kryminały, thrillery, a fantastyka jest potraktowana po macoszemu.

Jaki jest sens czytania czegokolwiek, jeśli ani cię to nie cieszy, ani nic z tego nie wynosisz?

Jeśli  za szczepimy u dorosłych, dzieci miłość do książek to prędzej czy później sięgną po klasykę. Taka jest kolej rzeczy "Od Chotomskiej do Szymborskiej".

Znalezione obrazy dla zapytania lektury szkolne demotywatory

Wracając do ustawy. Jednym z wymienianych powodów jej wprowadzenie jest chęć ratowania małych, rodzimych księgarni. Brzmi szlachetnie, prawda? Tylko nasuwa mi się teraz pytanie: Czy, aby na pewno wszystkie małe księgarnie warto jest ratować? 

W mieście obok, którego mieszkam były dwie księgarnie. Były, ponieważ jedna została zamknięta.  Została zamknięta, ponieważ straciła główny, jeśli nie jedyne źródło utrzymania - szkolne podręczniki. Nigdy nie widziałam tam innych książek niż repetytoria oraz ćwiczenia do szkoły. Druga zamiast tego jest pełna encyklopedii, atlasów, lektur, ale także literatury niszowej. Jeśli nie mają czegoś na stanie to w większości przypadków to zamówią. 
Krótko mówiąc oczywiste jest, kto będzie prosperować, a kto nie.
Nie wiem jak jest w innych miastach, ale spora część księgarni wygląda tak jak ta pierwsza w moim mieście. 


Ten post jest zupełnie chaotyczny, ale zawiera wszystko, co mnie względem tych dwóch tematów, które są mniej więcej ze sobą powiązane irytuje. 
Reasumując (Błyskotliwie nie będzie) dla rynku książki najlepszym ratunkiem, będzie to, że  ludzie zaczną czytać, a żeby zaczęli czytać trzeba podjąć wiele różnych kroków na wielu różnych płaszczyznach (Zaczęłam gadać jak Szydło). 

Polecam obejrzeć te ostanie 3,5 minuty filmiku Czytacza -  link, ponieważ ma rację. Obecny i poprzedni rząd usilnie starają się ogłupić społeczeństwo. Świetnymi przykładami są  poziom naszej telewizji oraz trzymanie się Pruskiego systemu edukacji.

Według mnie jeśli wszystko będzie iść w takim kierunku jak teraz będziemy mieli cenzurę jak za komuny. 

czwartek, 6 kwietnia 2017

"Zanim się pojawiłeś"

Znalezione obrazy dla zapytania zanim się pojawiłeś książka


Autor: Jojo Moyes 

Liczba stron: 382 

Liczba rozdziałów: 27

Cytat: "Człowiek ma tylko jedno życie. I właściwie ma obowiązek wykorzystać je najlepiej, jak się da."

Ocena: 6/10 

Fabuła: Jest wiele rzeczy, które wie ekscentryczna dwudziestosześciolatka Lou Clark. Wie, ile kroków dzieli przystanek autobusowy od jej domu. Wie, że lubi pracować w kawiarni Bułka z Masłem i że chyba nie kocha swojego chłopaka Patricka. Lou nie wie jednak, że za chwilę straci pracę i zostanie opiekunką młodego, bogatego bankiera, którego losy całkowicie zmieniły się na skutek tragicznego zdarzenia sprzed dwóch lat.

Will Traynor wie, że wypadek motocyklowy odebrał mu chęć do życia. Wszystko wydaje mu się teraz błahe i pozbawione kolorów. Wie też, w jaki sposób to przerwać. Nie ma jednak pojęcia, że znajomość z Lou wywróci jego świat do góry nogami i odmieni ich oboje na zawsze.

Parę miesięcy temu za sprawą filmu polską blogosferę oraz booktube ogarnął szał na powieść "Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes. Wszyscy(Poza mną) pokochali historię Willa oraz Lou. 

Książka nie jest zła, jest przeciętna. 

Przeczytałam tę książkę w krótkim czasie. Była wciągająca, ale tylko na jeden/dwa wieczory, ponieważ ta powieść nie jest niczym odkrywczym. 

Pomysł nie jest  oryginalny, ponieważ motyw choroby, kalectwa przewija się w literaturze, w kinematografii od dawna.
Zakończenie może i jest zaskakujące, ale mnie nie z szokowało, ponieważ od początku było wiadome, że są dwa wyjścia z zaistniałej sytuacji. Poza tym, gdy coraz bardziej  brnęłam w fabułę i poznawałam Willa, pojawiło się we mnie takie przeczucie, że on zrobi, co zrobił. 

Akcja powieści Jojo Moyes jest osadzona w małym angielskim miasteczku. Spodziewałam się, że podczas czytania uda mi się odczuć tą angielską prowincje, jednak klimat "Zanim się pojawiłeś" jest w moim mniemaniu trochę bezpłciowy. Autorka próbowała stworzyć sielską atmosferę, ale wyszedł jej lukrowany tort...

Rzeczą godna pochwały jest humor,jaki występuje na kartach "Zanim się pojawiłeś", jednak było go zdecydowanie za mało. 

1/2 

Postacie: Wszyscy bohaterowie są dobrze wykreowani. Nawet ci poboczni, którzy nie odegrali na łamach tej powieści znaczącej roli, jednakowoż są oni schematyczni. 

Will jest typowym zamkniętym sobie, aroganckim, przystojnym, bogatym mężczyzną, która otwiera się, gdy na jego drodze staje "odpowiednia" kobieta. 

Lou szara, stłamszona myszka, która tak naprawdę jest piękna,zdolna, inteligentna i posiada niezliczoną liczbę talentów. Z dołka pozwala jej wyjść "książę na białym koniu". 

Pomimo tego lubię ich. Will i Lou są postaciami, których nie da się nie lubić. Mili, pomocni, cisi - Materiał na dobrych sąsiadów. 

1/2 

Styl pisania: Jojo Moyes pisze w prosty, przyjemny sposób. 
Operuje bogatym językiem. Zgrabnie opisuje uczucia głównych bohaterów  oraz  ich otoczenie. 

Parę razy miała wrażenie, że dialogi są kartonowe. Na szczęście zdarzyło się to tylko parę razy. 

1,5/2 

Oprawa wizualna: Przeważnie nie lubię filmowych okładek,ale tym razem muszę przyznać, że jest ona zdecydowanie lepsza od tej oryginalnej polskiej. 
Jednak nic nie przebije angielskiej. 

2/2 

Podsumowanie: Gdy zabierałam się za tę książkę byłam święcie przekonana, że będzie to jeden wielki gniot.
Nie lubię powieści obyczajowych, romansów oraz poruszania w książkach tematów choroby itp. Więc po zapoznaniu się z tą powieścią byłam mile zaskoczona. 

"Zanim się pojawiłeś" jest książką, która powinna spodobać się osobą, które lubią takie klimaty. Osobą o innym guście nie odradzam lektury, jednak musicie mieć na w uwadze, że możecie się silnie rozczarować. 

1,5/2 




wtorek, 4 kwietnia 2017

"Szklany miecz"




Autor: Victoria Aveyard 

Liczba stron: 556

Liczba rozdziałów: 29 

Cytat: "Nikt nie urodził się złym człowiekiem, tak samo jak nikt nie rodzi się samotny. Stajemy się tacy przez wybory, których dokonujemy, i okoliczności, w jakich przychodzi nam żyć." 

Ocena: 8/10 



Fabuła: Walka pomiędzy rosnącą w siłę armią rebeliantów a światem, w którym liczy się kolor krwi, przybiera na sile. Mare Barrow ma czerwoną krew, taką samą jak zwykli ludzie. Jednak jej zdolność kontrolowania błyskawic – nadprzyrodzona moc zarezerwowana dla Srebrnych – sprawia, że rządzący chcą wykorzystać dziewczynę jako broń.


Mare odkrywa, że nie jest jedyną Czerwoną, która posiada umiejętności charakterystyczne dla Srebrnych. Są też inni. Ścigana przez okrutnego króla Mavena wyrusza na wyprawę, aby zrekrutować Czerwono-Srebrnych do armii powstańców gotowych walczyć o wolność. Wielu z nich straci życie, a zdrada stanie się chlebem powszednim. Mare musi też zmierzyć się z mrokiem, który ogarnął jej duszę. Czy sama stanie się potworem, którego próbuje pokonać?

Nie ma chyba w polskiej książkowej społeczności bardziej kontrowersyjnej serii niż cykl "Czerwona królowa". Tą serie albo się kocha, albo nienawidzi. 
Dzisiaj spróbuje przybliżyć wam moje zdanie na temat drugiego tom owej serii. 

W "Szklanym mieczu" nie ma miejsca na nudę. Od prawie samego początku mamy pościgi, walkę, rodzinne waśnie, a  wszystko to w otoczce  postapokaliptycznej przyszłości, którą kierują zasady  rodem z nazistowskich koncepcji świata. 
Akcja idzie przez większość czasu tym samym tempem, miejscami przyśpieszając. 
Niestety Victoria Aveyard ma problemy z budowaniem napięcia. Kiedy coś się dzieje nie miałam możliwość przeżycia tego tak jak należy, ponieważ autorka opisuje, co się dzieje, idzie przez to wszystko jakby kroiła masło, ale zapomina przy tym, że czytelnik jest człowiekiem. Człowiekiem, a nie maszyną. Victoria Aveyard  zapomniała, żeby w fabułę wpleść emocje, żeby czytelnik mógł to wszystko przeżyć, poczuć ten strach,ból, adrenalinę, którą przecież  musieli czuć główni bohaterowie. 
"Szklany miecz" jest wyprany z uczuć, przez co trudniej było mi się przywiązać do bohaterów, wciągnąć się w ich przygody. Nie zrozumcie mnie źle  w tej książce wydarzyło się naprawdę sporo, nie domyśliłam się rozwoju wątków, nie domyśliłam się zakończenia, które jakby to powiedziała Anita jest rozpierniczaczem systemu, ale ja obok tego przeszłam, bo nie weszłam w tą historię. Zakończenie powinno mnie wbić w siedzenie, ale tego nie zrobiło. Końcówka teoretycznie jest na takim samym poziomie jak końcówka Acomafu, jednak Sarah J.Maas napisała to w taki sposób, że serca omal nie wyskoczyło mi z piersi, a po przeczytaniu ostatniego zdania ta historia we mnie siedziała, siedzi nadal. Finał "Szklanego miecza" przeszedł bez echa.

Niedorobiony trójkąt miłosny zamienił się w jeszcze bardziej brejowaty czterokącik. Jeśli ktoś czytał moja recenzję "Czerwonej królowe" to wie, co sądziłam na ten temat w pierwszym tomie. W drugim nic się nie zmieniło."Pomysł jest, ale wykonanie leży i kwiczy". 

Po wylaniu kubła pomyj nadszedł czas, żeby trochę posłodzić. 

Uwielbiam Northę pomimo istniejącego tam podziału klasowego oraz wywyższania się jednych nad drugich. Jest to naprawdę dobrze wykreowany, przemyślany świat, w którym z chęcią by się weszło, zrobiło rewolucję i spędziło się w nim resztę życia. 

Wątki trzymają się kupy i mimo wszystko są ciekawe. W tej serii drzemię ogromny potencjał i żywię jeszcze większą nadzieję niż cały nasz naród podczas rzutów karnym podczas meczą z Portugalią, że Victoria Aveyard ten potencjał wydobędzie w całej swej okazałości. 

1,5/2 

Postacie: Najprawdopodobniej uznacie, że jestem nie normalna, ale ja naprawdę kocham Mavena. Z całej serii to moja ulubiona postać. Lubię Cala, ale Maven ma w sobie to coś. 
Niezauważany przez ojca, żyjący w cieniu starszego lepszego brata, skazany na matkę, która może grzebać mu w umyśle. 
Bardzo bym chciała, że Aveyard wykorzystała jego skomplikowaną naturę i w trzeciej części zrobiła coś w stylu słynnego monologu Rhysa w Acomafie, pierwszych oświadczyn pana Darcy'ego, tylko, że bardziej mrocznego, bardziej działającego na psychikę. 

Pozostali bohaterowie są fajni, ale schematyczni, chociaż przy czytaniu tego się , aż tak bardzo nie odczuwa. 

1,5/2 



Styl pisania:  Jak na początkującą pisarkę Victoria Aveyard ma świetnie rozwinięty język,jakim się posługuje. Nie jest on tak do końca prosty jak w przypadku Mroza, ale nie jest też tak poetycki jak w przypadku Tahereh Mafi. Jest w sam raz. 

1,5/2 

Oprawa wizualna: Proste, ale piękny. Co tu dużo mówić.

2/2 



Podsumowanie: W powyższej serii drzemię ogromny potencjał, który nie został jeszcze w pełni wykorzystany. Głównie przez to, że autorka jest jeszcze młoda i nie wszystko, jeszcze potrafi.

Trudno mi powiedzieć czy naprawdę jest warto przeczytać "Czerwoną królowę" i "Szklany miecz", ale na pewno jest warto  śledzić twórczość Victorii Aveyard, bo według mnie nie raz nas jeszcze zaskoczy. 

1,5/2