.

.

wtorek, 5 maja 2020

"Ale z naszymi umarłymi" Jacek Dehnel - Polskie The Walking Dead

Ale z naszymi umarłymi, Jacek Dehnel, Wydawnictwo Literackie

Autor: Jacek Dehnel 

Liczba stron: 320

Cytat: "Im słabsze są nowe świętości, tym bezwzględniej trzeba ich bronić."

Ocena: 3/10

Fabuła: Mam w tym roku wyjątkowo złą passę. Przez ostatnie cztery miesiące, nie przeczytałam prawie nic, a teraz, gdy powróciła moja chęć do czytania. Nieubłaganie trafiam na lektury, którym do miana dobrych dość daleko. 
"Ale z naszymi umarłymi" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością pana Dehnela i muszę przyznać niezbyt zachęcającym, do dalszego poznawania książek tego autora. 
W tej książce poza pomysłem nie zagrało prawie nic. Niezależnie, jakby na to patrzeć,  to pomysł z powstającymi z grobów umarłych, którzy rzucą się przez morze, aby wreszcie naród polski zatriumfował na świecie, jest ciekawy. Ba, jeżeli  do tego pomysłu odpowiednio  podejść. Mogłaby  z tego wyjść bardzo dobra satyra na polską mentalność. No tylko, tej książce zabrakło odrobiny subtelności. Pan Dehnel, prawie że łopatologicznie wylewa na kartki "Ale z naszymi umarłymi" swój światopogląd. Nie zostawiając praktycznie czytelnikowi pola do interpretacji i własnych refleksji. Albo kupujesz w każdym aspekcie wizję, przedstawioną  przez autora, albo jesteś miłośnikiem truposzy. Pośrodku nie zostaję nic. 
Z tego też wynikają, prawie wszystkie inne mankamenty "Ale z naszymi umarłymi". Poczynając od bohaterów, którzy mają stanowić "przekrój polskiego społeczeństwa". Mamy, więc parę gejów(Kubę i Tomusia), kochanka Tomusia Szymusia, ich najlepszą przyjaciółkę, singelkę Elżunię, będącą lekarką oraz ich sąsiadów: Starsze małżeństwo złożone, ze stereotypowego starszego pana, co tylko leży przed telewizorem i energiczną panią Lolę, polsko-angielskie małżeństwo, wyobcowanego bezrękiego pana Włodka oraz tradycyjną, typową polską rodzinę, złożoną z matki, ojca, córki i w tejże rodzinie nic nie jest, takie, jakie być powinno. Jest to, krótko mówiąc, rodzina dysfunkcyjna.
Linia pomiędzy tymi dobrymi, którymi powinniśmy kibicować, a złymi(Konserwami), którzy powinny odejść w niebyt, jest dość  wyraźna. Niestety nie działa w praktyce. Postacie pan Dehnela to nie są bohaterowie z krwi i kości, a klisze. Zbiór stereotypów ubranych w człekopodobną formę. Co za tym idzie to, co oni przeżywają i to, co może im się stać, jest dla nas, tak samo ważne, jak zeszłoroczny śnieg. Zresztą podobnie jest z całą warstwą obyczajową. "Kryzys" w związku głównych bohaterów, małżeństwo z przyzwyczajenia pani Loli, patologiczna rodzina Koszaków, wyobcowanie pana Włodka, czy też panieńskie rozterki Elżbiety są ekscytujące jak wyścigi ślimaków. Znaczenia wielkiego dla fabuły nie mają, a i nic nowego i ważnego z nich nie wynika. 
W "Ale z naszymi umarłymi" kuleje też konstrukcja historii. Przez prawie całą tę książkę powolnie snujemy się przez telenowelowe dramaty Kuby i Tomka i ich problemy zawodowe, czasami będąc uraczeni nową dawką informacji o truposzach. Po czym zaczynamy pędzić na łeb na szyję, a sam finał nie wyrabia na zakręcie. Efektownie rozbijając się na najbliższym drzewie. Po prostu historia przedstawiona przez pana Dehnela, nie wzbudziła we mnie żadnych emocji.Nie skłoniła też mnie do żadnych refleksji.  Książka Jest mdła i nijaka. 
Na plus muszę, jednak zaliczyć autorowi całkiem sprawne odwzorowanie języka, jakim posługują się różnoracy ludzie w  mediach. Za to muszę, go skarcić w kwestii języka, jakim w "Ale z naszymi umarłymi" posługuje się młodzież. Panie Dehnel, jako osoba z wyższymi kompetencjami w tej kwestii, muszę zakomunikować, że młodzież tak nie mówi. Ba, młodzież nigdy tak nie mówiła!
Na dodatek tego wszystkiego całość jest napisana w dziwny, jak dla mnie sposób. Niby ładny, plastyczny, a z drugiej  bardzo nienaturalny i  wymuszony. Tak, jakby pan Dehnel próbował nam udowodnić, że umie pisać, zamiast po prostu pisać. 
Podsumowując "Ale z naszymi umarłymi", można przeczytać, ale ja tej książki do grona dobrych nie potrafię zaliczyć. 

1 komentarz: