.

.

sobota, 8 sierpnia 2020

"Bardzo tajne służby" - czołówka netfliksowych seriali

 Bardzo tajne służby (Serial TV 2015-2017) - Filmweb


Na "Bardzo tajne służby" natknęłam się przypadkiem. Szukając na Netfliksie francuskich produkcji znalazłam polecenie tego oto serialu.  "Bardzo tajne służby" są jakby połączeniem filmów o Jamesie Bondzie  z filmami, w których grał Louis de Funes i żartami o Stirlitzu i to w realiach francuskich. W konsekwencji otrzymuje naprawdę ciekawy komediowy serial, satyrycznie obrazujący francuski wywiad z początku lat 60. 

Mój zachwyt zacznę wyrażać od podstawy każdego serialu i filmu, jakim niewątpliwie jest aktorstwo.    Dawno już nie oglądałam współczesnego serialu, w którym każdy aktor gra na tak wysokim poziomie, jak to jest w przypadku "Bardzo tajnych służb". Niezależnie od tego, czy to rola pierwszoplanowa, czy trzecioplanowa, czy to aktor młody, czy już w wieku średnim lub bardzo dojrzały nie znajdziemy w tym serialu słabej gry aktorskiej. Każda z postaci jest zagrana w bardzo charakterystyczny i zapadający w pamięć sposób. Jestem święcie przekonana, że nawet za rok będę dokładnie pamiętać lekko oderwaną od rzeczywistości postać Calota czy też przerysowaną postać Marie-Jo. Na szczególne wyróżnienie zasługuje, jednak Karim Barras, który zagrał postać, którą najbardziej polubiłam.

Rzeczą jednak najważniejszą w serialu komediowym jest humor. W "Bardzo tajnych służbach"  nie znajdziemy rynsztokowych dowcipów i niby-zabawnej wulgarności. Twórcy postawili na inteligentne, ale odnoszę wrażenie lekko hermetyczne poczucie humoru. Ja się nad serialem do rozpuku nie śmiałam, nie stanowi to jednak dla mnie dużej wagi. Ta produkcja  i tak ma wystarczająco komediowy wydźwięk. Inną kwestią jest to, ile żartobliwości straciły dialogi w tłumaczeniu, bo z takim zarzutem się spotkałam.                                                                                                                                                      Pod koniec drugiego sezonu odczułam lekkie zmęczenie ponownym drwieniem z francuskiej biurokracji, ale było to krótkochwilowe.

Zabawnie, ale i błyskotliwie twórcy rozegrali najważniejsze wydarzenia polityczne tamtejszych lat. I tu zdradzę, że według twórców wybudowanie muru dzielącego Berlin, było odpowiedzią ZSRR na poukładanie butów parami w pewnym moskiewskim sklepie;)

Zasiadając do oglądania "Bardzo tajnych służb" spodziewałam się serialu a la "Przyjaciele". Przewidywania, a rzeczywistość znacząco się rozjechały. Francuska produkcja powoli, ale jednak wciąga nas w wątek główny, który w pierwszym sezonie nieśmiało się rysuje, po czym w  drugim stanowi, główną oś fabularną. Tym samym w drugim sezonie mamy znacznie mniej do czynienia z dusznym biurowym życiem i perypetiami pobocznych postaci. Przy czym ani na moment nie miałam uczucia niedosytu lub nadmiaru,  któregoś z wątków. Oba sezony "Bardzo tajnych służb" są dobrze napisane. Napięcie i humor jest dobrze stopniowany, a kolejne karty głównej historii są powoli odkrywane przed widzami. Twórcy nie oszczędzają nam również zgrabnych plot twistów, dodających całemu serialowi polotu i płynności.

Do tego ku mojej wewnętrznej satysfakcji twórcy oszczędzili nam zbędnej golizny i dosłownych scen erotycznych, co  ostatnimi czasy się już nie zdarza.                                                                                    Do miłych zaskoczeń zaliczam również bardzo pozytywną postać katolickiego księdza. Co zgadza się z tym, co kiedyś podczas audycji w radiowej Jedynce powiedziała pani Beata Geppert, że jeśli we francuskim kinie lub literaturze pojawia się postać duchownego, to zawsze jest przedstawiana w sposób pozytywny, odwrotnie jak u nas.                                                                                                                           

Ogromną zaletą "Bardzo tajnych służb" jest brak typowo netfliksowych wtrętów. Oczywiście mamy wątek gejowski, ale jest na tyle maciupeńki i na tyle dobrze zrealizowany, że po prostu nie mogę się do niego w żaden sposób przyczepić.

Po tak długim słodzeniu muszę wylać trochę goryczy, bo w "Bardzo tajnych służbach", nie zagrała mi jedna mała rzecz, a kolejna mnie zirytowała.                                                                                               Pierwszą z tych rzeczy jest rozwój postaci pułkownika, która pod koniec drugiego sezonu zrobiła się już zbyt karykaturalna i wymuszona. Z drugiej strony muszę, jednak przyznać, że nie odbiera to zbyt wiele przyjemności podczas oglądania.                                                                                                      Drugą kwestią są damskie kostiumy i charakteryzacja. "Bardzo tajne służby" zaczynają się w roku 1960, a kończą w 1961. Mamy, więc dopiero początki lat 60, a tu wszystkie damskie postacie popylają na co dzień we fryzurach i stylizacjach charakterystycznych dla tej dekady. Moda tak nie działa. Trendy wchodzą wolniej i się przenikają. Na początku lat 60 nadal naturalnym strojem pozostawała mocno rozkloszowana spódnica z halką pod spodem i romantyczne loki na głowie. Mnie to na początku irytowało, ale dla osób, które nigdy nie interesowały się modą, pozostaje to bez znaczenia.

Podsumowując oglądajcie! "Bardzo tajne służby" należą do czołówki seriali, jakie znajdziecie na Netfliksie. 


1 komentarz: