.

.

wtorek, 27 października 2020

"Człowiek na torze" - Początek polskiej szkoły filmowej

 



17  stycznia 1957 roku swoją premierę miał film "Człowiek na torze" w reżyserii Andrzeja Munka. Uważa się to za początek polskiej szkoły filmowej.  
Choć sam opis "Człowieka na torze", na pierwszy rzut oka nie zapowiada nic nadzwyczajnego. Ot, kolejna quasi kryminalna opowieść. I odnosząc się do samego szkieletu, filmu Munka jest to prawda. Akcję napędza chęć rozwiązania kryminalnej zagadki. Dlaczego stary Orzechowski stał na torach? Dla czego lampa była wyłączona, przez o mało nie doszło do katastrofy? 
Rzecz w tym, że owy szkielet jest bogato nadbudowany. I tak o to, wyjściowy wątek thrilerowato-kryminalny staje się przyczółkiem do uniwersalnej opowieści, choć twardo osadzonej w swoim czasie. 
Tytułowego człowieka na torze, czyli maszynistę Orzechowskiego, starego kolejowca, który swój fach zdobył na linii warszawsko-wiedeńskiej, nie poznajemy bezpośrednią.  Jego obraz, jaki widzowi ukształtował się w głowie jest jedynie pochodną wizji innych ludzi. Orzechowskiego poznajemy jedynie z subiektywnych opowieści. I zależnie kto opowiada i co ważne, z kim Orzechowski akurat wchodzi w interakcje przybiera inną twarz. Jawi się jako sabotażysta, niezdatny do reedukacji, surowy i pyszny pracodawca, skostniały do bólu i wciąż tkwiący w odległej przeszłości starzec, ale też, jako znakomity i dokładny fachowiec oddany pracy, porządny mąż i czuły ojciec, dobry kompan, a poza pracą sympatyczny starszy pan.  Można by powiedzieć, że człowiek nadzwyczajnie zwyczajny i jak wielu prowadząc swoje unormowane i jasno podzielone życie powinien w spokoju dożyć swoich dni. 
Niestety ostatnie lata maszynisty Orzechowskiego przypadają na początek lat 50. i kształtowanie się Polski Ludowej pod płaszczykiem stalinizmu. 
Nowa komunistyczna rzeczywistość, która w "Człowieku na torze" ma twarz młodego aparatczyka, który  ma za zadanie zmienić polską kolej. Ma być bardziej wydajna, bardziej oszczędna, a między pracownikami ma panować równośc i bardziej towarzyskie relacje. 
Tak o to stary kolejarz, który w pocie czoła dwanaście lat zdobywał swój fach. Po czym przez trzydzieści lat uczciwe pracował. Starannie dbając o machinę i zapewniając podróżnym bezpieczeństwo, i najwyższą jakość swych usług musi stawić czoła nowym zasadom. 
"Człowiek na torze" to film opowiadający o konfliktach. Konflikcie starości i młodości, nowego i starego, doświadczenia, a zapalczywości, etosu pracy z partactwem. 
Nowa epoka stawia Orzechowskiego w tragicznym położeniu. Jest w permanentnym sporze z przełożonym, który nie może ścierpieć, że ten  nie chce podporządkować się nowym dyrektywom. Żebym palić gorszym węglem i mniej, i żeby do remontu nie latać z każdą usterkę, bo i po co? Do tego musi się zmierzyć z nowym pomocnikiem, któremu daleko do spełnianie wymaganych przez Orzechowskiego oczekiwań. Młody wymądrzający się pyskacz, nieszanujący starszych, który szybko awansuje, ale nie ze względu na umiejętności,  a na układy. Dla człowieka takiego jak Orzechowski to wcielony koszmar. 
Munk w "Człowieku na torze" zobrazował największe bolączki ówczesnej Polski, ale które wciąż pozostają aktualne. 
Nadal żyjemy w epoce kultu młodości, pogardy dla starszych i doświadczonych. Na co dzień wiele sędziwych ludzi musi mierzyć wyrostkami, którym wydaje się, że pozjadali wszystkie rozumy. Co gorzej cały świat od wielu lat każde nowe pokolenie w tym przekonaniu utwierdza. 
Nadal nie umiemy docenić fachowców, nad których często przekładamy znajomości. W życie codzienne nadal wprowadzamy źle pojmowaną równość. I nadal zdarza się, że system wyniszcza jednostki. 
Munk sugestywnie obrazuje nam kres pewnej epoki. Kończy się czas maszynistów Jarząbków i Orzechowskich(Co też zwiastuje jedna z postaci),a przychodzi czas Sałat, Zaporów i Tuszków. 
Reżyser  rozlicza się z okresem stalinizmu i czasem wielkich planów, realizowanych, aby zrealizować, nie ważąc na wynik, koszta i ludzi. Naprawdę dziwę się, że ten film ujrzał światło dzienne. Twórcy bezprecedensowo obnażają bezmyślność postanowień władzy Polski Ludowej, a widz od samego początku, wie, że pomimo odpychającej szaty, kibicować ma maszyniście Orzechowskiemu.  
Tej bardzo dobrze skrojonej historii, na każdym kroku towarzyszy również świetne aktorstwo.
Kazimierz Opaliński w roli maszynisty Orzechowskiego skrada prawie cały film. Wyjęty, jakby z XIX wieku fanatycznie oddaje różne twarzy Orzechowskiego, nie odbierając mu przy tym realizmu i prawdziwości. Reszta aktorów, choć trochę w cieniu też odwala kawał dobrej roboty. Zarówno Maciejewski, jak i Listkiewicz oraz poboczni aktorzy przedstawiają najwyższą klasę aktorską. Natomiast sam Zintel zapada w pamięć od pierwszej sekundy. 
"Człowiek na torze" jest świetnie zrealizowany. Nie ma tu ani jednej zbędnej minuty, postaci, gestu, ani jednego potknięcia. Twórcom idealnie udało się wyważyć napięcie i sposób prowadzenia wątków. Przez co cały film jest płynny, a widz, ani na moment nie odczuje zmęczenie czy znudzenia opowiadaną historią. 
Podsumowując "Człowieka na torze" można odczytać dwojako, jako rozliczenie z pewnym okresem w historii i jako uniwersalną opowieść o bolączkach naszego świata.

1 komentarz:

  1. Szkoda, że Munk tak wcześnie umarł, bo zaledwie miał 41 lat, w 1961 r. zginął w wypadku samochodowym. Niedokończonym dziełem Munka jest Pasażerka, próby dokończenia filmu podjął się Witold Lesiewicz kilka miesięcy po śmierci reżysera. Oprócz Pasażerki bardzo lubię film Eroica. Pasażerka na CDA: https://www.cda.pl/video/5170905f0
    Lekcja polskiego kina polska szkoła filmowa Andrzej Wajda, dokument pl 2002 https://www.youtube.com/watch?v=Yf1zOxGfybA POLECAM! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń