.

.

piątek, 1 stycznia 2021

Podsumowanie roku 2020

 Tradycyjnie wraz z końcem roku, a początkiem nowego przyszedł czas na podsumowanie tego co się przeczytało  i obejrzało oraz wyłonienie najlepszych i najgorszych i książek.

W 2020 roku pomimo pandemii przeczytałam zaledwie 35, czyli jak na mnie mało, ale za to obejrzałam 78 filmów i kilka seriali. Tragedii, więc nie ma. 

Najlepszymi książkami tego roku okazały się:

 

Miejsce 4: "Cudzoziemka" Marii Kuncewiczowej 




"Cudzoziemka" była w 2020 roku moją szkolną lekturą. Okazała się dla mnie niespodzianką i miłą odmianą po "Granicy" Nałkowskiej.                                               Najbardziej w tej powieści spodobał mi się styl autorki, który na tle innych lektur się wyróżnia. Lekkością oraz gawędziarskością, która nadaje książce pewnej specyficzności. Do tego muszę przyznać, że Marii Kuncewiczowej udało się wykreować, chyba najbardziej antypatyczną damską postać w polskiej literaturze. Róży niszczenia życia swojemu mężowi, dzieciom oraz synowej i bycia wredną dla wszystkich naokoło z powodu zwykłej złośliwości oraz zarozumialstwa nie rozgrzesza nic. I pomimo tego i tak było mi jej trochę żal, bo Róża niszcząc życie wszystkim naokoło, przy okazji zniszczyła swoje własne. I chyba na tym polega genialność "Cudzoziemki".


3. "Ziemia obiecana" Władysława Reymonta 


"Ziemię obiecaną" przeczytałam w ramach akcji wspólnego czytania na profilu jestestymcoczytasz na instagramie. 

Co najbardziej uderzyło mnie w trakcie czytania, że aż umieściłam Reymonta na trzecim miejscu? Takiej jednej rzeczy, która aż tak by mi się spodobała nie ma. "Ziemię obiecaną" pokochałam za całość. Za język, za portrety psychologiczne bohaterów, za Łódź, za Kurów i za przesłanie, które pomimo upływu ponad 100 lat pozostaje pod wieloma względami aktualne. 


2. "Łuk triumfalny" Ericha Remarque'a 




Jeżeli miałabym do czegoś porównać "Łuk triumfalny" to do pewnego francuskiego filmu z roku 1958, który nazywa się "Windą na szafot". Oba te dzieła łączy dość specyficzny klimat, który mocno osadza zarówno "Łuk triumfalny", jak i "Windę na szafot" w swojej epoce. Przez co obcowanie z jednym czy drugim wyjątkowo zapada w pamięć.
Remarque okazał się dla mnie sporym zaskoczeniem. Od pierwszej strony byłam zauroczona sposobem pisania i patrzenia na świat autora. I choć nie do końca zgadzam się z nim w niektórych kwestiach, to i tak jestem pod wrażeniem jego intelektu oraz wrażliwości. Natomiast sama powieść stanie się dla mnie, chyba jedną z ważniejszych w życiu.

1. "Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego 




Cóż innego pierwszego miejsca nie mogło być. Grudziński na podstawie swoich łagrowych przeżyć stworzył dzieło jedyne w swoim rodzaju i niepodlegające zwykłym formom oceny. "Inny świat" należy po prostu przeczytać nie tyle z powodu wartości literackich, co po prostu z szacunku do pamięci wszystkich ofiar sowieckich obozów. 


Najgorsze książki:

Miejsce 4: "Granica" Zofii Nałkowskiej 


Wspomniana już wcześniej "Granica", również moja szkolna lektura. I teraz zabrzmię, jak typowy uczeń, ta książka była po prostu nudna. Piekielnie nudna, słabo napisana, pełna zbędnych szczegółów i postaci, które nic nie wnosiły. I ostatecznie po przeczytaniu i dwóch tygodniach omawiania tejże lektury i jeszcze w normalnym trybie nauczania nadal nie wiem o co w niej chodzi. Jedyne co z tej książki wyniosę to chyba koncepcja schematu boleborzańskiego, ale naprawdę mogłam się bez tego obejść. 

3. "Głębokie Południe. Cztery pory roku na głuchej prowincji" Paula Theroux


W skrócie pan Theroux będący stereotypowym jankieskim intelektualistą, podróżuje sobie po Głębokim Południu, ażeby na każdym kroku móc wyrażać swoje zaszokowanie ogromną biedą tego regionu, które przypomina mu kraje afrykańskie i azjatyckie, które licznie odwiedzał w przeszłości. A tak poza tym głównie zajmuje się głównie problem rasizmu, przez co na ponad 500 stronach rozmawiał z może dwoma białymi południowcami, bo reszta z poznawanych prze z niego osób była dziwnym trafem czarna. 
Jak ktoś jest ciekawy szczegółów to tu napisałam coś więcej- https://krainamola.blogspot.com/2020/04/gebokie-poudnie-cztery-pory-roku-na.html

2. "Ale z naszymi umarłymi" Jacka Dehnela 



Jezus Maria co to był za wylew ojkofobii, megalomanii, zarozumialstwa i pseudolewicowych mądrości. 
Jest to pierwsza książka pana Dehnela, jaką czytałam i do kolejnych mnie absolutnie przestało ciągnąć po zapoznaniu się z tym dziełem. 
Na temat tego czegoś również napisałam coś więcej tuż po lekturze, więc dla zainteresowanych link- https://krainamola.blogspot.com/2020/05/ale-z-naszymi-umarymi-jacek-dehnel.html

1. "Miniaturzystka" Jessie Burton 


Poprawnie polityczna brazylijska telenowela osadzona w XVII-wiecznym Amsterdamie, gdzie zamiast XVII-wiecznego Amsterdamu mamy wyobrażenia autorki na ten temat. Historyczny prezentyzm połączony z brakiem talentu literackiego i płytkimi portretami psychologicznymi bohaterów. 
Do tego w trakcie czytania co trzecią stronę łapało mnie ogromne poczucie zażenowania "rozmyślaniami" głównej bohaterki. 
Dla zainteresowanych szczegółami proszę link do szerszej opinii. 







1 komentarz: