.

.

środa, 1 września 2021

"Maria Antonina"

 



Podchodziłam do tego filmu, trochę jak pies do jeża.  Unikałam, choć obiecywałam sobie, że w końcu go obejrzę. Główną przyczyną tego stanu rzeczy była niska ocena na filmwebie i dość negatywne recenzje, jakie miałam okazje czytać. Tym bardziej odrzucał mnie fakt, że w każdej z czytanych przeze mnie opinii, jako wady wskazywano wybiórcze podejście do realiów historycznych i cukierkowatą otoczkę. A mnie zwłaszcza to pierwsze w filmach "historycznych" irytuje.  

Jednakże w końcu się przemogłam i tą produkcję obejrzałam. I na starcie zaznaczę, że nie wpisuje się w żaden dyskurs na temat tego dzieła Coppoli. O "Marii Antoniny" przewija się raczej opinia, że ten film  albo się kocha, albo nienawidzi, natomiast ja jestem pośrodku. 

Zrozumiałam(A przynajmniej tak mi się wydaje), jaka   koncepcja przyświecała Sofii Copoli przy kręceniu tego filmu. Otóż najzwyczajniej w świecie, chciała przedstawić esencję życia Marii Antoniny, które nie oszukujmy się, było w większości takie, jak nam przedstawiono na ekranie. Czyli skupione na wiecznej zabawie, konsumpcji bez większych zmartwień, poza przeraźliwą nudą. Oczywiście zdarzały się i poważne problemy, jak chociażby nie możność urodzenia następcy francuskiego tronu z powodu opieszałości późniejszego Ludwika XVI.  Jednakże możemy powiedzieć, że poza tym życie Marii Antoniny przebiegało, raczej gładko i pusto.  I właśnie ta egzystencjalna pustka w otoczeniu niewyobrażalnego piękna będzie tym, co z tego filmu najbardziej zapamiętam. 
No właśnie piękno otoczenia Królowej, czyli stroje, fryzury, wnętrza i ogrody są jak dla mnie głównym powodem, dla którego warto ten film obejrzeć, a nawet trzeba. 

Co poza tym? Aktorstwo jest niezłe, ale bez szału, muzyka mi zdecydowanie w tym filmie nie podeszła, chociaż osobiście nie mam nic przeciwko używaniu współczesnej muzyki w filmach i serialach historycznych. 
Na temat rzetelności w sprawach epoki itp. Muszę przyznać, że nie jest aż tak źle, jak sądziłam, że będzie. Obecnie czytam książkę "Ludwik XVI" Jana Baszkiewicza, i jak dotąd przeczytała jedynie 50 stron, ale to wystarczyło, żeby potwierdzić różne smaczki fabularne z tej produkcji. Poczynając od tego, że Maria Antonina, jako najmłodsza z licznego rodzeństwa była dość rozpuszczana, a przez co dość krnąbrna, przez tekst o jeżdżeniu konno po  scenę ze słoniem. Jednakże Sofia Copoli czy to nieświadomie, czy świadomie, chcąc jednak trafić do szerszej publiki wpadła w lekki prezentyzm. Otóż w to, że Maria Antonina była rozpuszczona i krnąbrna wierzę, zwłaszcza, jak potwierdzają to źródło z epoki, ale w to, że te braki w wychowaniu objawiały się tak, jak przedstawiła to Sofii Copola w tym filmie nie uwierzę. Nawet 14 letnia arcyksiężniczka (Zwłaszcza wydawana za maż za Delfina) nie strzeliłaby takiej gafy, jak przytulanie się do niżej podstawionej w hierarchii od siebie, w ogóle by się do nikogo publicznie nie przytuliła. A tym bardziej nie uwierzę w to, że arcyksiężniczka z arcykatolickich Habsburgów austriackich nie umiałaby się należycie zachować w trakcie mszy. 
W tym kontekście przypomniało mi się, że Łysiak w "Cesarskim pokerze" o Marii Ludwice napisał(Nie wiem na ile to prawda), że w momencie gdy Napoleon rozważał małżeństwo z nią. Ona żyła w jednej z rodowych posiadłości, gdzie dbano, żeby nie było żadnych zwierząt obojga płci, żeby na pewno cnota i niewinność arcyksiężniczki nie była narażona na zgorszenie;)

Nie licząc tego "Maria Antonina" ma tylko jedną poważną wadę, wynikająca z obranej przez reżyserkę koncepcji. Otóż ten film od połowy staje się nudny, naprawdę nudny. No ileż można oglądać bale, prywatki i wizyty w operze Królowej? Nawet przepiękne rekwizyty i garderoba tego nie zmienią. I to jest właśnie według mnie powód, dlaczego ten film budzi tak skrajne oceny. Część osób załapie koncepcję i skupi się na oglądaniu wnętrz i będzie zadowolona, druga część nie załapie i uśnie z  nudów w połowie. Dlatego też i moja ocena do najwyższych nie należy. Wychodzę z założenia, że film nie musi mieć porywającej akcji, ale pod warunkiem, że zamiast tego oferuje mi na gruncie intelektualnym coś więcej, jak chociażby jest "Koniem Turyńskim" Bela Tarra(Który oglądałam trzy dni;)). Natomiast Maria Antonina, choć ma ciekawe założenia, to jednak mocno intelektualną produkcją nie jest. Przez co otrzymuje w sumie takie nie wiadomo co. 

Na koniec, jednak zaznaczę, że mimo wszystko, chociażby dla widoków warto jest ten film obejrzeć. 

6/10 

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy blog. Nie przepadam za filmami kostiumowymi, ale zainteresował mnie Twój wpis

    OdpowiedzUsuń