.

.

poniedziałek, 6 września 2021

"Prawo do miłości", czyli jak bardzo zmienił się świat

 


Niedawno zupełnie przypadkowo odkryłam, że na Netfliksie jest ogromny wybór starych  szwedzkich filmów. Starych, czyli poczynają od roku 1913 do późnych lat 60. Oczywiście postawiłam sobie za cel obejrzenia ich wszystkich i realizując to postanowienie, zaczęłam od "Prawa do miłości" z 56. Na ten wybór wpływ miał opis z netfliksa, który brzmi tak:
 "Poglądy pewnego profesora na nowoczesną edukację seksualną i wolną miłość zostają wystawione na próbę, gdy jego córka postanawia przerwać ciążę".

Przez ten opis obejrzenie tego filmu stało się dla mnie, wręcz obowiązkiem. Niestety, choć będę jak niepodległości bronić tezy, że ten film jest dobry, tak muszę przyznać, że lekko się  na nim zawiodłam. Otóż przez netfliskowy rysopis tego produkcji spodziewałam się pozycji skandalizującej, jasno stojącej po jednej ze stron sporu, radykalizmu itp. A już na starcie otrzymałam informację, że ten film nie chce dawać jednoznacznych odpowiedzi, ani antagonizować. Cóż takie filmy też są potrzebne. 

Jednakże przechodząc już do sedna, wydaje mi się, że osobom o poglądach konserwatywnych, a już na pewno osobom centroprawicowym i centrowym  ten film się spodoba i każda z tych frakcji, tak to ujmę będzie mogła zinterpretować ten film zgodnie ze swoim systemem wartości. Jednakże nie wiem do końca, jak osoby lewicowe, nawet umiarkowanie mogłyby na tę produkcję zareagować. Podejrzewam, że persony radykalnie lewicowe mogłyby mieć jedynie negatywne odczucia po tym filmie,  spowodowane jego dość wstecznym tokiem myślenia. Bo chodź sama postać profesora, jak na swoje czasy wydaje się strasznie skandaliczna i radykalna, tak dla współczesnych lewicowców jest raczej bardzo zachowawcza, jeśli nie konserwatywna. Chociażby z tego, względu, że nie uważa on pełnej swobodny seksualnej za dobrą, czy moralną. Ba, nawet raz używa słowa "rozpusta". 

I właśnie samo podejście głównego bohatera, który jawi się przecież na swoje czasy, jako wielki postępowiec do tematu ludzkiej seksualności skutkuje określoną mentalnością tej produkcji. Co jest jednocześnie jej zaletą, jak wadą. Z jednej strony świetnie ukazuje nam współczesnym widzom burzę, jaka przechodziła przez zachodni świat na przełomie lat 50-60. Różne postawy ludzi wobec nich i ich argumenty. Jednakże tym samym skazało to ten film na starość. Ten w poruszanych przez siebie tematach, jak "wolny seks" i aborcja zupełnie nie przystaje do dzisiejszych realiów.  
Otóż wbrew opisowi Profesor nie jest zwolennikiem nieograniczonej niczym swobody seksualnej, a na pewno nie w tym sensie, w jakim dzisiaj się to rozumie. Na dzisiejsze standardy można by go nawet zaliczyć do prawej strony.   I sam problem aborcji jest tu rozważany, nie jako prawo człowieka do pozbycia się pasożyta, a raczej jako bardzo przykry środek do  uniknięcia problemów wynikłych z naszego nierozsądnego postępowania, a którym otoczenie powinno wszelkimi metodami zapobiegać.  
Dwie przypadki par, które rozważają aborcję w "Prawie do miłości" to są historie zakochanych, które z powodu czysto finansowych na ten moment nie mogą wziąć ślubu, jednakże w momencie, gdy problemy materialne zostają rozwiązane donoszenie ciąży przez staje być dla nich problemem.  Czy dzisiaj jest tak samo? Już nie oceniając, chyba każdy z nas wie.

Poza kwestiami fabularnymi jest to porządny film w stylu europejskim. Rozumiem przez to, że jest dość kameralny, a na pierwszy plan wysuwają się bardzo długie dialogi, które odsłaniają nam cały sens filmu. Ja takie klimaty bardzo lubię, więc i ocena tego filmu jest przez to odpowiednio wyższa. Oprócz tego jest dobrze zagrany i nakręcony, zwłaszcza  w pamięć zapadnie mi końcowa scena wsiadania do tramwaju, gdzie w tle mamy bardzo piękną panoramę Sztokholmu. 

Biorąc to wszystko pod uwagę, zasadniczo uważam, że warto ten film obejrzeć, jednakże mając na uwadze to, że jest to głównie ciekawostka i współcześnie nic nie wnosi. Poza jednym wątkiem, który mi się bardzo spodobał, a propos "odpowiedzialności za własne słowa". Bo co wpycha córkę głównego bohatera w kłopoty? Słowa jej rodzonego ojca, wypowiedziane w jak najlepszej wierze. Morał z tego płynie taki, że trzeba poważnie przemyśleć, co chcemy przekazać i w jaki sposób, bo możemy łatwo doprowadzić do czyjegoś nieszczęścia. 

Na koniec dodam, że "Prawo do miłości" w jednym aspekcie okrutnie się zestarzał i współcześnie budzi w tym temacie jedynie śmiech i politowanie. I tym zagadnieniem jest kobieca seksualność.     Otóż myślą przebijając się w tym zakresie w tym filmie jest to, że kobiety są zasadniczo aseksualne. Bo jak to ujął główny bohater, chłopcy czy też mężczyźni chcą uprawiać seks(W domyśle, bo odczuwają popęd seksualny), za to dziewczęta są w pełni niewinnymi, romantycznymi istotami, które po prostu chcą mieć chłopca, z którym mogłyby iść do kina i na potańcówkę, no i chłopcy to wykorzystują i je namawiają do współżycia.  Porównując to patrzenie na ten temat z podejściem, chociażby takiego serialiku dla młodzieży, jak "Never have" to jednak świat się bardzo zmienił;)

6/10  

1 komentarz:

  1. Film jakoś nie rzucił mi się w oczy na Netflixie, ale myślę, że mi się spodoba, więc dam mu szansę. :)

    OdpowiedzUsuń