.

.

niedziela, 24 maja 2020

Filmomaniak: "W imię..." Małgorzaty Szumowskiej - Kiedy wygrywają kontrowersje...

W imię... (2013) - Filmweb


"W imię..."  Małgorzaty Szumowskiej miał swoją premierę w roku Pańskim 2013. W głównej roli księdza Adama występuje znany i lubiany Andrzej Chyra. Resztę obsady stanowią Łukasz Simlat, Maja Ostaszewska i epizodycznie Maria Maj. Do tego mamy grupę młodych początkujących aktorów, którzy w większości, choć nie mieli zbyt wiele do zagrania. Tak w tych krótkich scenach, w których mogli się zaprezentować, pokazali pełną klasę.
Enigmatyczny opis na filmwebie nie wzbudził we mnie zbyt wiele ciekawości, ale jednak postanowiłam obejrzeć ten film. I muszę przyznać, że początek był bardzo obiecujący. Ba od strony realizatorskiej  ogólnej koncepcji "W imię" broni się przez cały półtorej godziny.
Jak już wyżej wspomniałam mamy zbiór świetnych aktorów. Z czego muszę tu wyróżnić Tomasza Schuchardta, który, mimo że wypowiada łącznie trzy zdania, a jego rola polega w głównej mierze na rzucaniu znaczących spojrzeń. To jednak zapada w pamięć.
Akcja filmu toczy się na typowej polskiej wsi, która na reszcie nie jest przedstawiona jako szarobura zapadła dziura i wylęgarnia patologii. Za to mamy obraz wsi polskiej, trochę przypominającą ją z twórczości Kochanowskiego. Majestatyczne lasy, rozległe pola złocone pszenicą, łąki porosłe przeróżnym kwiatem i wysoką trawą, wszechobecna bliskość z naturą i błękitne, letnie niebo. Idylla, ale jednak nie do końca. Od pierwszej sceny na cudownym krajobrazie mamy drobne rysy. Ot małe ludzkie tragedie. Znęcanie się nad upośledzonym chłopakiem, nieszczęśliwe małżeństwo, poharatani przez życie nastolatkowie, nieumiejący radzić sobie z własnymi problemami i opiekujący się nimi ksiądz, który sam nie radzi sobie z własną seksualnością i samotnością. Nie trudno tu o nieszczęście, do którego wszakże dochodzi, a jego przyczyna, pozostaje w sferze spekulacji widzów.
"W imię..." mogło być naprawdę dobrym filmem. Niestety pewne rzeczy pod względem scenariusza tu nie zagrały. I te rzeczy obawiam się, wynikają w głównej mierze ze światopoglądu Małgorzaty Szumowskiej.
Mamy księdza i problem w dużej mierze związany ze sferą duchową i religijną. Bóg jest jednak w tym filmie nieobecny, podobnie jak jakieśkolwiek wątki związane z wiarą i teologią. Główny bohater Adam mimo bycia księdzem, nie ma żadnych refleksji nad sobą. Dokonuje czynów sprzecznym z wiarą katolicką, ale spływa to po nim jak po kaczce. Nie jest to, więc film opowiadający o wewnętrznym rozdarciu człowieka. Adam machinalnie podąża drogą cielesnych pragnień.
W takim razie, o czym jest ten film? Cóż, nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie, aż do ostatniej sceny. Jej łopatologiczność fantastycznie wyłożyła mi istotę "W imię...". Małgorzata Szumowska w tym filmie zaprezentowała nam swoją wizję Kościoła. Bez sacrum, prowadzoną przez kapłanów pozbawionych wiary i zasad.
To nawet nie chodzi o to, ale o sam fakt tego, że ten film zahacza w pewnym momencie o propagandę. Gdyby zostać przy postaci "upadłego" księdza nie miałabym zarzutów, ale gdy Szumowska rozciąga to na wszystkich duchownych, to tego inaczej jak propagandą nazwać nie można. Tym bardziej, jak patrzy się na sposób, w jaki sposób reżyserka próbuje nam swoją wizję sprzedać. Moment kulminacji "W imię...", spowiedź Adama przed siostrą jest prostackim wyłożeniem kawy na ławy. Jakby widz był za głupi, żeby domyślić się o, co tu chodzi.
Szkoda, naprawdę szkoda, bo gdyby reżyserka skupiła się na portrecie psychologicznym bohaterów i może gdyby spróbowała wejść w polemikę z nauczaniem Kościoła, wtedy "W imię..." mogło być fantastycznym i ważnym filmem. Za to mamy świetnie zrealizowany film wydmuszkę, który zdobył jakieś uznanie, głównie dzięki pojechaniu po chwytliwych tematach.

6/10

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię kino Szumowskiej, ten film akurat mi się podobał, szczególnie gra aktorska Chyry, no ale to nic nowego myślę... Niby tak mi się wydaje, że homoseksualizm został tu bardziej podkreślony, ale taki był scenariusz. Czy to coś złego hmmm? Dla mnie to bez różnicy w przypadku księdza, bo złamanie celibatu to złamanie celibatu. I nie ważne czy łamie go z kobietą czy mężczyzną. Dlatego bez różnicy czy ksiądz jest gejem czy hetero, bo i tak powinien się trzymać celibatu. Co innego jeśli księdza podniecają małe dzieci - wtedy to zakrawa jednak o przestępstwo, nie samo myślenie rzecz jasna, ale molestowania nieletnich itd... Jeśli ksiądz łamie celibat, to powinien po prostu rzucić dotychczasowy kapłański stan , bo inaczej oszukuje siebie i wiernych. Uważam, że każdy człowiek powinien się trzymać jakichś zasad. Szczególnie gdy te są jasno określone. Z pewnością gdyby w filmie pokazano księdza romansującego, sypiającego z kobietą, nie było by takiej dyskusji, ale nie zapominajmy, że problem homoseksualizmu i pedofilii w kościele katolickim w Polsce jest i trzeba o tym mówić, pisać i oczywiście robić filmy. Może tylko ostatnia scena pokazuje nam, że fakt, iż nie chodziło o konstruktywną dyskusję (jakże potrzebną) na znany nam temat, ale zamanifestowanie swojego poglądu przez Szumowską.

    OdpowiedzUsuń