Miałam wobec tego filmu pewne, niezbyt wygórowane oczekiwania, z powodowane głównie tym, że twórcą soundtracku do Draculi był nie kto inny, jak Wojciech Kilar.
I o ile nad samą muzyką w żadnym wypadku się nie zawiodłam, tak reszta filmu wprawiła mnie w niemałą konsternację.
Konsternacja ta wynika przede wszystkim z tego, że mam problem z określeniem tego czy, nie potrafię dostrzec gdzieś artystycznego geniuszu tego filmu, czy też co jest znacznie bardziej prawdopodobne ten film jest arcykiczem.
Poczynając od beznadziejnej scenografii i kostiumów. Zwłaszcza wiejącym na kilometr sztucznością rumuńskich krajobrazów, kostiumów angielskich pań czy też strojów rumuńskich Cyganów i miejscowej ludności. Żywcem wyjętej z bardzo durnowatych wyobrażeń Amerykanów.
Byłabym jeszcze w stanie przymknąć na to oko, gdyby fabuła, jakkolwiek rekompensowała by mi niedostatki strony wizualnej.
Niestety o ile powieść Stokera bardzo lubię, tak ta ekranizacja czy też adaptacja to kolejny fantazyjny gwałt na oryginale, którego ostateczny rezultat jest taki, że film wypada znacznie gorzej przy książce.
Z powieści grozy, która i dziś potrafi zachwycić klimatem dostaliśmy banalny romans odarty z jakiekolwiek wyjątkowości, i niesamowitości.
Tak, więc dalej muszę szukać dobrej ekranizacji "Draculi".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz