.

.

sobota, 6 marca 2021

"Biały, biały dzień" - Islandzka opowieść o męskich próbach radzenia sobie z traumą.

 




"Biały, biały dzień" jest drugim z kolei filmem obiecującego islandzkiego reżysera Hlynura Palmasona. Filmem, który podbił nagrody Edda po czym zdobył nominację do nagród Europejskiej Akademii Filmowej, a z Cannes wyjechał ze statuetką przyznaną głównemu aktorowi. 
Nie ma co się temu dziwić "Biały, biały dzień" ma w sobie to wszystko za co się lubi i ceni kino skandynawskie czy szerzej europejskie. 

Na starcie jesteśmy już uraczeni długimi ujęciami, zamglonej drogi i podróżującego po niej samochodu, który w końcu przypadkiem wpada w przepaść. Po czym stajemy się świadkami upływającego czasu, poprzez obserwację ujęcia jednego domu na tle surowego islandzkiego pejzażu w różnych porach roku. 
W tym filmie nie uświadczymy wielu dialogów, za to mamy spokojną, flegmatyczną pracę kamery, długie ujęcia na twarze bohaterów czy też na otaczający ich krajobraz. Nic nie jest powiedziane wprost, wszystkiego trzeba się domyślać, a zwłaszcza tego co właśnie myśli lub czuje nasz główny bohater. 

O czym, tak właściwe jest "Biały, biały dzień"? Otóż ten filmu skupia się na dwóch aspektach. Otóż pierwszy, jak powiedział sam reżyser i scenarzysta w jednym opowiada o różnych rodzajach miłości. Tej czystej i prostej, jaką odczuwamy w stosunku do dziecka czy wnuka i tej drugiej, którą odczuwamy do kochanka. I która nie jest ani czysta, ani prosta i niewiele jej trzeba, żeby przemieniła się w nienawiść.
Drugi aspekt tego filmu skupia się bezpośrednio na głównym bohaterze, który nie jest postacią byle jaką. Bowiem jest mężczyzną, ale to mężczyzną przez duże "M". Nigdy nie płacze, nie załamuje się. Zawsze twardy i zawsze gotowy by wypełnić swoje obowiązki, których ma nie mało. Wszakże ma odpowiedzialną pracę policjanta, musi wybudować dom córce, musi być dla niej oparcie, gdy ta przeżywa śmieć matki i co najważniejsze musi pomagać w wychowywaniu swojej wnuczki. Łowić z nią ryby, słuchać jak gra na pianinie, być koło niej, kiedy się boi, a na dobranoc opowiadać jej zupełnie creepy bajki, które sam zapewne usłyszał będąc w jej wieku od swojego dziadka.
 
Tak, więc "Biały, biały dzień" to przede wszystkim film o męskim radzeniu sobie ze stratą i cierpieniem. Nie wydarzyłoby się w tym filmie nic dziwnego. Ingimundur zapewne, zgodnie z przemyśleniami pana Cogito jakoś by przepracował tę tragedię, jaka dotknęła jego rodzinę. Gdyby tylko na światło dzienne nie wyszły sekrety jego zmarłej żony. Tajemnice na tyle bolesne, że Ingimundur , ten jeden jedyny raz wybucha. 
Z tego też względu to bardzo ciekawy film. Współczesne kino, raczej odpuściło sobie przedstawienie męskich bolączek i zachowań. 

Cóż "Biały, biały dzień" to po prostu dobry film. Opowiadający całkiem ciekawą historię. Choć mający miejscami problem z budowaniem akcji. Ta produkcja, zwłaszcza z początku może uśpić, zwłaszcza osoby, nieprzepadające za takim klasycznym europejskim kinem psychologicznym. Ale dla pozostałych lubiących kino skandynawskie, kino psychologiczne seans "Białego , białego dnia" będzie raczej satysfakcjonujący.

7/10 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz